środa, 27 stycznia 2016

Rozdział 10

 Szum wiatru.


    Ivy obudziła się na kanapie. W pierwszym momencie poczuła ostry ból głowy. Porównała go do kaca. Bardzo dokuczającego kaca. Chciała podnieść się z kanapy, ale nie mogła. Odleżała jeszcze moment i zmusiła się do podniesienia głowy. Słońce już dawno zaszło. Zastanawiała się w jaki sposób znalazła się na kanapie. Momentalnie sobie przypomniała. Nick ją tu przyprowadził. Zatem gdzie on zniknął? Okryta była kocem. Podniosła się lekko do pozycji półsiedzącej. Wciągnęła ostro powietrze. Opadła ponownie na poduszkę. „To są chyba jakieś żarty” – pomyślała. Jeszcze nigdy nie była taka ospała. Zmusiła się do wstania. W domu były zgaszone światła. Otępiała przeszła przez salon i kierowała się do kuchni. Zapaliła światło, i wstawiła wodę. Zamknęła okno. Poszła do przedpokoju i sprawdziła czy drzwi są zamknięte. Były. Poczuła dłoń na ramieniu. Przestraszyła się, ale odwróciła w kierunku przybysza. Stał tam Nicolas.
    - Przestraszyłeś mnie.
    - Przepraszam. – powiedział z lekką ironią w głosie.
    - Gdzie byłeś? – zapytała czujnie.
    - W toalecie.
    - Która godzina?
    - Jest po pierwszej. Pomyślałem, że zostanę na wszelki wypadek.. Będę się zbierał.
    - Zostań! Jest późno. Wrócisz rano.
    - Nie chcę ro…
    - Nie denerwuj mnie. Wrócisz rano.
    Poszła dość szybkim krokiem do szafki w przedpokoju i wyciągnęła dwa białe ręczniki. Chłopak patrzył na nią z niedowierzaniem. Podała mu je.
    - Łazienka dla gości jest na górze, po lewej. Obok niej jest pokój, w którym będziesz nocował. – wskazała schody. Dziwnie się czuła w jego obecności. Było w nim coś, co ją niepokoiło. Patrzyła na niego czujnie. Chłopak wziął ręczniki. Jego twarz nie wyrażała żadnej emocji. Skinął prawie niezauważalnie głową.
    Ivy poszła do kuchni, chwyciła kubek, po czym wsypała do niego trzy czubate łyżki kawy.
    - Chcesz kawę?
    - Nie będziesz mogła spać.
    - Kawa nie działa na mnie specjalnie pobudzająco. – uśmiechnął się.
    - Poproszę.
    - Jaką pijesz?
    - Mocną.
    - Mleko? Cukier? Trzy łyżeczki wystarczą? – mówiąc to sięgnęła kolejny kubek.
    - Czarną, bez cukru. Nie pogardzę pięcioma. – zaśmiała się.
    - Co cię tak bawi?
    - Twoje spostrzeżenie.
    Zalała kawy i poszła do góry. Chłopak podążył za nią. Wskazała jego łazienkę i weszła do pokoju. Azyl, który jej matka zdążyła trochę odbudować nie przypominał do końca tego, którym był wcześniej. Cieszyła się, że nie wszystko strawił ogień. Wyniesione zostało łóżko na czego miejscu stał teraz duży wysoki materac. Etażerek również została pozbawiona, których zawartość leżała teraz na toaletce. Na przypaloną podłogę położony został dywan, a spalone zasłony zostały zastąpione nowymi. Z lekko nadpalonej szafy wyjęła zgniłozielone dresy i czarną bluzkę na długim rękawie. Wzięła bieliznę i udała się do łazienki. Wskoczyła pod prysznic i odkręciła gorącą wodę. Para okryła łazienkę. Dziewczyna rejestrowała jak gorące krople wody odprężają jej spięte zmęczone ciało. Wychodząc spod prysznica owinęła się ręcznikiem. Umyła żeby i wyszczotkowała włosy. Zaplotła w warkocz, ubrała się i zgasiła światło. Zostawiła uchylone drzwi od łazienki, a ręcznik przewiesiła przez krzesło. Zeszła po schodach w dół jak zombie. Podreptała do kuchni i wzięła kubek z kawą. Była już odrobinę zimna. Ruszyła do salonu pijąc ją po drodze. Na kanapie siedział Nick. Lekko przygaszone światło, tworzyło niezbyt przyjazne cienie. Brunet na widok dziewczyny wyszczerzył się uroczo. Jego kubek był opróżniony.
    - Jesteś głodny?
    - Choć ze mną. – wstał z miejsca.
- Niby gdzie?
- Zobaczysz.
    - Mam mokre włosy i dziurawe dresy. Nigdzie nie idę. – rozsiadła się w fotelu i napiła kawy. – Nie! Nie patrz tak na mnie. Ja zostaję.


***


    Sześć minut później siedzieli już w samochodzie Nicka. Odtworzył płytę Bon Jovi. Zerknął na blondynę, która nie wyglądała na zadowoloną z jazdy. Siedziała w tym samym dresie co w fotelu. Nie musiał jej długo przekonywać. Po prostu chwycił ją za rękę i zaciągnął do samochodu. Naburmuszona założyła ręce i patrzyła przez okno. Nicolas miał z niej lekki ubaw. Uważał, że jej dziecięce zachowanie ma na swój sposób pewien urok. Nick przełączył na trzynasty kawałek. „Always”. Ivy spojrzała na niego, a on dostrzegł błysk w jej oczach.
- Od kiedy to lubicie smęty?
    - Wiele z nas je lubi. Zwyczajnie mało kto się do tego przyznaje.
- Zatem czemu się z tym kryjecie ?
- Bo nie wyglądamy na wystarczająco męskich. - zaśmiał się pod nosem.
- To głupie.
- Trochę tak. Ale w innym wypadku uważani jesteśmy za gejów.
- Aaaa. Tak wiele stało się jasne... Czyli jesteś gejem ? - wyszczerzyła kły w tryumfalnym uśmiechu
- Lubisz łapać za słówka, co ? - uśmiechnął się - stwierdziłbym bardziej, że ukazuje tym swoją męskość, bo chociaż jestem mężczyzną to przyznaje się do swojej wrażliwości.
- Z pozoru nie jesteś ani trochę wrażliwy.
- Pozory mylą. - zapadła cisza. Ivy lubiła tego gościa. Miała jednak dziwne przekonanie, że jest z nim coś nie tak, coś co wewnętrznie zabraniało jej, żeby mu zaufała. I tak już za późno. Powiedziała mu za dużo w przypływie emocji. To była głupota. Doskonale miała tego świadomość. Nie miała pojęcia, że w takim kierunku rozwiną ich znajomość.
- Skoro już tu siedzę, może powiesz mi gdzie jedziemy?
- Dlaczego zawsze byś chciała wszystko wiedzieć. Czasami trzeba poczekać ażeby to zrozumieć. Gdybyś się wszystkiego od razu dowiedziała, mogłabyś nadal nie rozumieć jak co działa. Na wszystko trzeba czasu.
- Czemu mam wrażenie, że nie chodzi  tu o naszą wycieczkę?
- A co innego mógłbym mieć na myśli? - spojrzał na nią zimnym przeszywającym spojrzeniem. Tego jeszcze nigdy u niego nie ujrzała. Przybrała obojętny wyraz twarzy. Musiała się wysilać, żeby to nie okazać zaskoczenia. Nie spodziewała się tego. Śmieszne jak łatwo człowiek potrafi przybrać maskę. Pytanie tylko czy jakakolwiek z nich, jest jego twarzą. Czy wszystko co się ostatnio wydarzyło było wypadkiem. Głupie, ale zwątpiła czy nawet to, że poznała Nicka nie było ukartowane. Odgoniła te myśli i siedziała w milczeniu.
Nick zatrzymał przy dziwnej wiktoriańskiej zajezdni. Poprosił Ivy, żeby zaczekała w aucie. Zdziwiła się widząc pochodnie i odźwiernego ubranego w habit z kapturem. Niecałe dwadzieścia minut później wrócił szczędząc się i wkładając dwie zapakowane torby na tylne siedzenia jego samochodu. Wsiadł na miejsce prowadzącego i odpalił samochód. Dziewczyna nadal milczała.
- Mogłabyś zasłonić czymś oczy?
- Co? - zapytała zdziwiona - czemu?
- Proszę zrób to.
Przewróciła oczami i zasłoniła oczy dłońmi . Dziesięć minut później Nick zatrzymał auto.  
- Mogę już otworzyć oczy?
- Nie. Czekaj. - przewiązał jej oczy chustą. - wysiądź z samochodu.
- A ty wtedy rozjedziesz mnie samochodem.. Tak, tak już to zrobiłam. Albo odjedziesz i nie wrócisz. A może w tej dziwnej zajezdni kupiłeś kusze i zrobisz małe polowanie. Ne-e nigdzie nie idę.
- Co ty się tak boisz? - roześmiał się.
- Staram się być czujna.
- Przed czym. Gdybym chciał twojej śmierci, już dawno wyławialiby twoje ciało z morza. - przez moment tylko na nią patrzył. Wysiadł z samochodu, poszedł na około i otwórz jej drzwi. - a teraz ze mną pójdziesz? - pokiwała głową. Nicolas wziął ja za rękę, aby mogła wysiąść z samochodu. Wziął też torby z tylnego siedzenia. Prowadził pod górkę.
- Nie nie martw się, nie chce cię zrzucić z góry. - zaśmiał się.
- Tsa. Yhy. A się uśmiałam.
- Okej stój. Czekaj chwile - słyszała szelest papierowych toreb.
- No jak nic ... Chcesz mnie zabić.
- Nie dzięki... Może innym razem.
Podszedł do dziewczyny, uśmiechnął się, czego nie mogła zauważyć, patrzył na nią inaczej. Uważniej. Prowadził ją schodami do góry. Przywrócił wyprany wyraz twarzy. Rozwiązał chustkę. Obserwował jak jej klatka piersiowa unosi się i upada przy każdym wdechu i wydechu. Zauważył, że w momencie kiedy się zbliżył, zaczęła oddychać szybciej. Odsłonił jej oczy i obserwował jak jej źrenice zwężają się łapiąc światło. Miała piegi na nosie, których wcześniej nie zauważył. W tym świetle jej oczy przybrały odcień turkusu.
Lekki wiatr okalał ich twarze, witając ich wonią morza. Joda, delikatnie leczyła swymi muśnięciami, przepełniający głowę dziewczyny, ból. Byli nad morzem w Blackrock. Latarnie gasły jedna po drugiej, rozświetlając gwieździste niebo. O tej porze nie widywało się ani żywej duszy w obrębie całego Dublina, z wyjątkiem centrum miasta. Jest to całkiem przyjemne miejsce, dziewczyna rozejrzałam się po okolicy, nie dostrzegła jednak specjalnie żadnego miejsca, gdzie by mogli usiąść. Stali na kamiennym wniesieniu, po ich lewej stronie umieszczony był dworzec, po prawej zaś rozlegały się przypadkowo uformowane przez wodę kamienie . Prawie niemożliwe było po nich przejść. Przeszli na druga stronę, prowadziły ich schody skierowane w dół. Stali teraz pomiędzy dwoma płotami oddzielającymi ich z jednej strony od dworca, z drugiej zaś od morza. Z wody wyłaniały się ruiny jakiejś budowli przyjmującej kształt prostokątnego łuku.
- A teraz mi powiesz, że potrafisz latać i pofruniemy gdzieś, gdzie będzie lepszy widok niż zza płotu?
- Niestety nie nabyłem jeszcze takiej umiejętności.
- Fajnie było, to spadamy do domu... - kierowała się w stronę samochodu. Płytę skalną okalały rożnego rodzaju śmieci, od puszek po piwie zacząwszy, na czasopismach i papierowych torbach skończywszy. Widoczny odpływ nie umniejszał temu miejscu niezwykłego uroku. Mimo nocnej pory, odczuwało się stałą temperaturę, można by stwierdzić, iż zbyt ciepłą, jak na tę porę roku. Odwróciwszy się na pięcie, dziewczyna wytężając wzrok, ujrzała graffiti na pobliskiej ściance.
- Widzę, że kierujesz się w dobrą stronę.
- A, że niby jak mam wejść do góry? Zgłupiałeś?
- Podsadzę cię.
- Nie.
- Bo?
- Nie chce. Nie chce tam wchodzić. Nie chce wpaść do wody. Nie chce.


***
Szedł za nią z tryumfalnym uśmiechem. Ruiny owej budowli były niestałe, a mokre podłoże wcale nie ułatwiało przy braku koordynacji. Trzymał się ze trzy kroki za dziewczyną, w razie gdyby miała upaść do wody, co było całkiem prawdopodobne.
- Nienawidzę cię. - zagrzmiała.
- Tylko ci się wydaje.
Usiedli,  a przed nimi skrzyło się, w świetle gwiazd, morze. Spojrzała się na niego i poczuła się nie taka znów samotna. Poczuła jakby nabyła kogoś wyjątkowego. Włączyła playlistę 'sleeping at last' na swoim telefonie. Wsłuchiwała się w szum morza, woda zawsze działała na nią niezwykle uspokajająco. Nick wyjął z kieszeni Marlboro Goldy i odpalił swoją 'kozacką' zapalniczką. Zippo. No przecież - pomyślała Ivy.
- Dlaczego palisz?
- Lubie.
- Wyczerpująca odpowiedź. - powiedziała z obojętnością.
- Uspokaja mnie i tyle.
- Co masz w torbie.
- Fajnie wyglądał ten zajazd nie?
- Imponująco, nie powiem.
- Mają najlepsze skrzydełka i udka na świecie.
- Wiec kupiłeś kurczaka, - zaśmiała się - nie prościej było wpaść do KFC. - uśmiechnął się pod nosem.
- To nie to samo.
- Wiec, chcesz powiedzieć, że przyjechaliśmy tu, żeby zjeść kolacje.
- Nie ma co siedzieć w domu.
- Ale ty lubisz narzekać na mój tryb życia.
- Lubie. - uśmiechnął się.
- Normalni ludzie śpią. Istnieje coś takiego jak sen.
- Sen to strata czasu.
- Zmęczyły mnie kontrargumenty, poddaje się. - uniosła dłonie w geście, po czym chwyciła pudełko ze skrzydełkami, zaczęła jeść.
- Co wolisz? Monster czy Miller?
- Dajesz Millera.
- No to mnie zaskoczyłaś. Ja biorę energetyka. - podał dziewczynie piwo. - Otworzyć ci?
- Nie trzeba. - otworzyła piwo zębami i wypluła kapsel do morza.
- Imponujące. Wydajesz się być…
- Sztywna - dokończyła za niego - no wiem.

_______________________________
Po jakże długich staraniach, udało mi się coś stworzyć. #dumna  
Powracam więc i mam nadzieje, że historia Ivy nie umrze ot tak.