niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 9



Bezduszny potwór.


            Dotarł do niej głoś. Otępiała, otworzyła oczy. Zamrugała kilka razy, żeby zmyć mglistą osadę. Zrozumiała, że ów głos należy do Nicka, lecz obudziła się zbyt późno, żeby zrozumieć, co właśnie usiłował jej przekazać. Wyciągnął ku niej telefon. Spostrzegła, że jego inicjatywą jest poinformować ją o jakimś, pewnie ważnym, połączeniu. Przeciągnęła się na miejscu i rozejrzała wokoło. No pewnie, zasnęła na siedząco, jakimś dziwnym trafem wtulona w tors chłopaka. Wzięła telefon do ręki, a Nick wstał. Gestem pokazał jej, że zmierza do sklepu. Odebrała.
            - Ivy kochanie? Już jadę… Jak się trzymacie ? – zapytała zaniepokojona.
            - Natasza bez zmian… Nick pojechał do sklepu.
            - A ty? – Ivy przeczesała dłoni włosy z tyłu głowy.
            - Co ja..? Ze mną w porządku. – powiedziała tonem, jakby chciała przekonać samą siebie. Pomasowała dłonią zesztywniały kark.
            - Spałaś chociaż przez chwile? Martwię się.
            - Właściwie to przysnęłam… ale mnie obudziłaś.
            - A… Przepraszam…
            - Nie ważne… Do zobaczenia mamuś.
            - Do zobaczenia skarbie.
            Tuż po tym jak się rozłączyła, uporządkowała ich rzeczy, podeszła do Nataszy i pogłaskała ją po czole. Następnie uchyliła okno, wyciągnęła z kosmetyczki szczoteczkę do zębów wraz z pastą i poszła do publicznej toalety. Wyszczotkowała dokładnie zęby. Zamrugało światło i w odbiciu, przez ułamek sekundy, ujrzała Rosalie… Lecz ta wyglądała inaczej, tej się bała. Odskoczyła do tyłu i poślizgnęła się na czymś. Upadła. Wymacała powierzchnię dłonią. Coś ciepłego i lepkiego? Krew. Mrugnęła i na powrót znalazła się przed umywalką. Stała i widziała swoje odbicie. Spanikowana wybiegła z toalety i momentalnie znalazła się w pokoju. „Co się ze mną dzieje?”
            Siedząc na fotelu, okryła się kocem. Wzięła do ręki papierową tutkę i wyjęła z niej książkę pt. „Szeptem”. Zaczęła ją czytać. Po pewnym czasie przyszedł brunet z donatami i kawą, starał się namówić Ivy, żeby ta coś zjadła, lecz ona nie miała apetytu. Wypiła kawę. Chłopak położył się na kanapie i zasnął. Rzuciła w niego kocem, na co się spojrzał i uśmiechnął. Okrył się nim i za chwilę słychać było pochrapywanie. Zdążyła już się wczuć w powieść, gdy nagle wybił ją z transu zachrypnięty głos.
            - yy… Ivy…
            - hy? Co jest? – zapytała, bez większej uwagi, czytając dalej.
            - Prze…- ciche jęknięcie – praszam…
            - Nick… O co ci chodzi..? – spojrzała na bruneta… Spał. - …NATASZA!
            Zerwała się z fotela i odłożyła książkę na bok. Podbiegła do łóżka siostry. Serce wyrywało jej się z aorty, odczuła ulgę, a łzy zaczęły jej płynąć strumieniami. Przytuliła Nataszę ostrożnie i podała jej szklankę wody, którą ta, siorbała powolnie. Ivy poprosiła Nicka, aby ten sprowadził lekarza. Chwilę później przyszła Rosalie. Rzuciła się na córkę. Kazała iść Ivy do domu, ta spakowała swoje rzeczy i poczekała na Nicka. Zgodziła się, z zamiarem wczesnego snu, ostatnich nocy nie zaliczyła do udanych.
            Kierowali się w stronę samochodu, chmury zasłaniały niebo, a deszcz padał bez ustanku. Bez zbędnych słów wsiedli do mustanga z 65’, oboje byli zmęczeni. Ivy po raz ostatni zerknęła w stronę szpitala Hatsston Frest, a następnie skierowała wzrok na drogę. Nikolas, zajechał na stacje benzynową i zatankował auto, Ivy chciała zapłacić za napełniony bak, ale odmówił.
           
            Ktoś na nią spoglądał, wiedziała o tym doskonale, rozejrzała się po ciemnym pokoju. Nikogo nie zauważyła. Nagły skurcz mięśni; upadła na ziemie. Słyszała melodie dobiegającą z pokoju obok. Chciała zapalić światło. Szukała włącznika; na marne. Gdzie była? Nie pamiętała jak się tam pojawiła. Obróciła się wokół własnej osi, drzwi, które jak dotąd widziała, zniknęły. Słyszała dźwięk kropli opadających o powierzchnie ziemi, dotknęła ściany, zimna jak lód. Jak ma się stąd wydostać. Ból skroni. Coś jest nie tak. Co? Zauważyła, dywanik, brudny, obleśny dywanik. Może lepszym określeniem byłoby „szmatę”. Zerwała go z podłogi. Wejście do piwnicy? A może ona jest na piętrze? Nie było żadnego okna, żeby to sprawdzić. Czy powinna tam wejść? Otworzyła klapę. Nie widziała podłogi, ani światła, ani nadziei. W momencie w którym wskoczyła w niewidzialną otchłań, trzasnęła za nią klapa. A sufit przyciągnął dziewczynę do siebie. Nie tego się spodziewała. Słyszała gdzieś tę melodie. Tylko nie potrafiła sobie przypomnieć gdzie. Podniosła się z podłogi, a przed nią stała postać. Nie widziała jej twarzy, bo było zbyt ciemno. Cofnęła się o krok.
            - Kim jesteś? – zapytała spanikowana.
            - Jestem coraz bliżej. Tym razem mi nie uciekniesz.
            - Kim ty kurwa jesteś!? – cedziła każde słowo z taką wrogością, jakiej jeszcze u siebie nie znała.
            Postać podeszła do niej z taką szybkością, że nie zdążyła zareagować. Złapała ją za gardło i odrzuciła na kilka metrów…

            Ivy obudziło hamowanie pojazdu. Poleciała gwałtownie do przodu, pas przytrzymał jej ciało, ta zaś zaczęła pluć krwią. Krztusiła się. Nick siedział spanikowany, nie wiedział co zrobić. Otworzył drzwiczki i podbiegł z drugiej strony, starał się odpiąć pas dziewczyny i przekręcił ją przodem do niego. Ta skończyła już się krztusić. Cała krew wylądowała na kocu, którym okrył dziewczynę, gdy ta spała.
            - Co się stało? – zapytał przestraszony. Dziewczyna się cała trzęsła. Rozbieganym wzrokiem starała się ogarnąć wszystko wokół niej. Była skołowana. – zadzwonić po lekarza? – pokręciła głową.
            - Chcę do domu. – rozpłakała się. Zdjął z niej koc, i wziął na ręce. Wtuliła się w niego. Wskazała ręką na kieszeń bluzy, wyjął z niej klucz. Trzasnął drzwiczkami samochodu i podążył kamienną ścieżką ku drzwiom domu. Niezdarnie wetknął klucz i przekręcił go dwa razy. Przeszedł do salonu i położył Ivy na kanapę. Cofnął się do samochodu po rzeczy, które tam zostawili, zamknął auto i wrócił. Ivy w tym czasie spała. Podszedł do okna, uchylił zasłonę i zobaczył to czego się spodziewał zobaczyć. Czuł się winny. Sprawa przybrała obrót którego nie chciał. Okazał się bardziej miękki niż chciał. „Bezduszny potwór” – taki miał być.
_______________________________________________
Brak wenyyyyyy..... 
Ale wy coś też mnie nie odwiedzacie :(  
Czas na pytania...
***
Jak sądzicie?... Co się stanie w przyszłym rozdziale :D ?
Jak będzie więcej komentarzy niż ostatnio to w przyszłym tyg wstawię dwa rozdziały :) 
Nutkii : ♥Love ♥Heart

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 8



Droga.
 

            Przemierzyli szmat drogi, chociaż Ivy sama nie wiedziała, czego ma się tam spodziewać. Jechali w milczeniu, dziewczyna nie była rozmowna, nie była w humorze, no cóż się dziwić. Brunet zaparkował auto w jakiejś, wręcz podejrzanej uliczce. Byli na pół godziny przed czasem.
            - Jaki jest dokładny adres?
            - Foreststreel dwieście trzydzieści dziewięć przez jedenaście.
            - Zatem w lewo.
            Wyszli na głównej drodze, skręcili w dwie boczne uliczki. Foreststreel mieniło się w blasku porozrzucanych butelek i kartonów. Było tam szczególnie mokro. Kałuże były brudne. Z rynn ściekały stróżki wody. Znaleźli budynek do którego dążyli. Małą biblioteczkę. Ivy zastanawiała się czy to aby nie pomyłka, albo jakiś żart. Mieli cztery minuty do wyznaczonej godziny. Blondynka ledwo trzymała się na nogach, głowa puchła od bólu. Była zmęczona. Zmęczona życiem. Komiczne, zwłaszcza jeśli patrzeć na jej wiek. Nick wyjął z kieszeni jeansowej, lekko znoszonej kurtki, paczkę papierosów. Uchylił ją, po czym zwinnym ruchem ręki chwycił jednego z pozostałych, osamotnionych papierosów i włożył do ust. Podpalił i się zaciągnął tytoniem. Chciał już schować paczkę, ale ze zwątpieniem, wyciągnął ją w stronę Ivy.
            - Nie palę.
            - Na pewno? – skinęła głową.
            Spojrzała na niego, i zmierzyła w kierunku drzwi. Pchnęła je. Były cięższe niż się wydawały. Do tego drewno napuchło od wilgoci, co utrudniało ich zamknięcie. Rozległ się lakoniczny dzwonek. Rozejrzała się. Biblioteka wyglądała na starą. Jak i książki, które się tam znajdowały. Nie było nikogo. Przeszła między drewnianymi półkami. Przyjrzała się oznakowaniu na nich widniejących. Jakiś kod cyfrowy. „5” – fantastyka. Dawno nie czytała żadnej książki. Przejechała palcem i zatrzymała się na „Szeptem”. Z naklejką „48”. Nadal była sama. Zdjęła książkę z półki i następną po niej. „Crescendo”, „KONTYNUACJA BESTSELLEROWEJ POWIEŚCI SZEPTEM…”, „49”. Ciekawy system kodowania książek. Coś jej zalśniło. Położyła książki na biurku, przy którym powinna siedzieć bibliotekarka. Spojrzała w stronę wyjścia. Nicolas rozmawiał przez telefon.
            Ostatnia półka. „12”. No pewnie. Wyjęła kartkę z kieszeni. „12.26”. Przejechała palcem po książkach… „24, 25, 27…”, nie było tej, którą szukała. Szła na sam koniec. BUM. Odwróciła się. Zrzuciła książkę. A to łamaga. Podniosła ją. Przetarła po czarnej okładce i zdmuchnęła kurz. „Numerku, gdzie jesteś… nie widzę gdzie leżałaś…” hmm. Dziwne. Jako jedyna ma „wytatuowany” swój numerek w czarnej skórze. „26”. „Skąd ty się tu wzięłaś kochana”- szepnęła. Otworzyła ją. Pożółkły papier… no pewnie. Zero informacji, zero nadruku, gładka jak szkicownik, a jakżeby inaczej.
            - Fascynujący dziennik nieprawdaż? – odezwał się skrzeczący, kobiecy głos tuż za nią.
            Ivy wrzasnęła i upuściła książkę. Przyłożyła rękę do serca i wzięła głęboki oddech. Kobieta potwornie ją wystraszyła. Nie słyszała jej kroków. Odwróciła się w jej stronę, nadal skołowana. Siwa staruszka, o długich białych włosach, zaplecionych w warkocz patrzyła na nią miodowymi oczyma i uśmiechała się.
            - Przepraszam, wystraszyła mnie pani. – podniosła książkę.
            - Nic się nie stało kochanie. Nie przez przypadek szukałaś akurat tego egzemplarza…
            - Emm, spadła, chciałam ją odłożyć…
            - Podejdź do kontuaru. Masz kartę biblioteczną?
            - Nie stąd.
            - To w takim razie czemu nie skorzystałaś z tej, do której jesteś przypisana? – patrzyła przenikliwym wzrokiem.
            - Emm, wpadłam przejazdem…
            - Nie wątpię.
            - Podpisz się tu, a wyrobię ci kartę. – podała mały świstek papieru. Ivy mu się przyjrzała. Standardowe pytania o dane… „Nie przedstawiaj się” – przypomniało jej się. „Fuck” – co ma teraz zrobić.
- Jakiś problem? – Uśmiechnęła się do Ivy z nutką irytacji.
            - Nie, nie. – wypisała ją starannie.
            - Masz w co włożyć książki?
            - Niestety. – pokręciła głową.
            - To zapakuję ci do firmowej torby. - wzięła książki pod biurko.
            - Dziękuję.
            - Ależ proszę. – podała papierową torbę blondynce.
            - Emm… - podrapała się po karku – Nie ma pani przypadkiem da mnie czegoś?
            - A co ja bym mogła dla ciebie mieć kochanie?
            - Tsaa… Raczej nic… Dobranoc.
            - Do zobaczenia.
Wyszła z biblioteki jeszcze bardziej skołowana, niż jak tu przyszła. Może zaszła jakaś pomyłka? Może jest gdzieś jeszcze ulica, która nazywa się identycznie i pomylili je.
            - Załatwione?
            - Ty, słuchaj… jest gdzieś jeszcze ulica o tej samej nazwie?
            - Nie w Dublinie.
            - Aha, no dobra.
            - Coś nie tak?
            - Nie, wszystko jest… okej.
            W drodze powrotnej zaczęło padać, Ivy siedziała skulona na swoim siedzeniu, patrząc jak strużki deszczu wędrują po szybie. Kurde – nie otrzymała żadnych istotnych informacji. Był to zwyczajny żart, a ona dała się nabrać. Tsa, i po co jej ten dziennik. Odda go przy najbliższej okazji. Dała się na taki kawał drogi, po książki, które mogła wypożyczyć, chociażby w szkole. Tsa, fenomenalnie. Gorzej, jak to było zaplanowane, ktoś celowo chciał ją wybawić z domu… Ale dlaczego? Skoro i tak, cały czas była w szpitalu? Ale, przecież ten ktoś, mógł nie wiedzieć, że akcja potoczy się tak, jak się potoczyła. Oznaczałoby, że pożar był przypadkowy, albo poluje na nią więcej, niż jedna osoba. „Wszystko sobie uroiłam, nie dzieje się nic nadzwyczajnego, po prostu wariuję. Nikt nie planuje na nikogo zamachu. Nicolas mi pomaga, bo jestem szajbuską, która chciała skoczyć z klifu i jest jemu jej żal. Ekstra.”
            Dojechali na powrót pod szpital. Ivy siedziała skulona jeszcze przez chwilę. Wraz z odchodzącym słońcem, przybył wiatr, który szarpał, swoimi ostrymi mackami pobliskie drzewa. Nie chciała tam wracać, ale chciała zmienić mamę, żeby ta mogła trochę odpocząć. Bała się lekarzy, szpitali. Nie lubiła tego miejsca.
            - Nie uwierzę, że chciałaś jechać tak daleko, tylko po książki. – wypalił.
            - Przepraszam.
            - Nie masz za co, ale nie mam pojęcia o co chodziło. Sądzę, że nie o książki. Powiesz mi?
            - Muszę iść zmienić mamę. A raczej ją przekonać, żeby pozwoliła mi ją zmienić. Więc…
            - Aha, czyli mi nie powiesz. – zaśmiał się – iść z tobą?
            - Ty też odpocznij, nie sądzę, żebyś chciał siedzieć w szpitalu, z siedzącym, nieobecnym zombie. – uśmiechnęła się prawie niezauważalnie.
            Namówiła matkę, żeby ta poszła do domu, to było wielkie wyzwanie, uparta Rosalie nie chciała iść. Zarzekała się, że nie jest śpiąca, może spokojnie zostać, a wtedy pójdzie do pracy. W końcu jednak uległa. Próby przekonania o to samo Nicka, nie wchodziły w grę. Siedzieli na kanapie w pokoju Nataszy. Nick był dziwnie troskliwy. Przynosił Ivy napoje, żeby się nie „odwodniła”. Czuła się jakby to ona była pacjentką.
            Opowiedział jej historie, o tym jak z kumplami udali się w pogoń, za białym królikiem, który zaprowadził ich do lasu. Oni zaś, bez przerwy za nim biegli, nie spodziewali się jednak, że dojdą aż na bagna. Na szczęście jeden z nich był na tyle mądry, i nie wbiegł tam. Nick razem z Chadem byli pogrzebani po biodra w bagnie, a Dawid stał na brzegu i się z nich śmiał, wyciągnął ich gdy zaczęli w nim jeszcze bardziej tonąć.  Przytoczył  również, jak na obozie udawał „wielką stopę”, po to żeby nastraszyć swoich kumpli, ale nie spodziewał się tego, że połowa obozu faktycznie się go przestraszy i zacznie rzucać kamieniami, żeby się przed nim bronić, myślał raczej, że zaczną się z niego śmiać.
            - Ivy. – szepnął - Jest już po trzeciej, może się trochę prześpij.
            - Nie jestem śpiąca.
            - Oczy ci się same zamykają. – zaśmiał się lekko rozbawiony.
            - Dam radę. Serio. 
_________________________________________
Sorka, że tak długo, coś nie mam ostatnio weny :(( 
A teraz nutki... Coś innego niż zawsze. ▼Pożegnanie ▲Wehikuł 
Pamiętajcie, warto wszystkiego próbować, życie jest zbyt krótkie. Niektórzy ludzie, miejsca,m rzeczy są inne niż nam się wydaje. 
Zapraszam do komentowania. 
Żyjcie chwilą ♥