Decyzje.
Dziewczyna
utraciła kontrolę nad swoim ciałem. Wiatr wiał teraz tak gwałtownie jak gdyby
chciał rozerwać jej ciało na kawałeczki zanim spadnie w dół. Ale nie spadała.
Była pewna, że leci w otchłań skał i wód. Nie zorientowała się, że ktoś ją
złapał, bo nie była na to przygotowana. Na tym odludziu? Przyciągnął ją do
siebie, nadal tego nie świadoma wstrzymywała oddech. Ocuciła się lekko z omoku
w momencie, gdy owa postać odwróciła dziewczynę w swoją stronę i przytuliła.
Otoczyła ramieniem, nerwowo, jakby nigdy już nie miała zamiaru jej puścić. Ivy
nie rozumiała sytuacji, ale w ramionach poczuła się bezpiecznie, jakby była dla
kogoś kimś ważnym. Potrzebowała tego, nie zdając sobie z tego sprawy; zwykły
uścisk. Czułość, której przez kilka dni nie znała, która była jej obca. Wtuliła
się mocniej w tors przybysza i rozpłakała się na dobre. On, przesunął prawą
rękę na włosy i zaczął głaskać, patrząc przy tym w dal. Nie, nie mógł jej na to
pozwolić.
- Dlaczego?
– powiedział z wyrzutem i żałością, mężczyzna którego Ivy rozpoznała po głosie.
Automatycznie wyrwała się z jego objęcia.
- To nie twoja sprawa… Ymm… -
spojrzała pytająco w jego kierunku. Był to człowiek, który pytał się jej o coś
na cmentarzu. O co on pytał?
- Nicolas Rethey,
i chyba się ze mną zgodzisz, że teraz to i również moja „sprawa”.
- Co ty tutaj robisz?
- Przyjechałem tu… Wiesz co? To nie
jest ważne. Po prostu, nie rób tak więcej. – powiedział troskliwie.
- Dlaczego cię tak obchodzi, co się
ze mną stanie? Powstrzymałeś mnie. Dlaczego?
- A co? Miałem tak po prostu
patrzeć, jak chcesz tam „spadać”, jak się roztrzaskujesz tam na dole? Czy
udawać, że tego nie widzę i podziwiać widoki? Zrobiłem to co uważałem za
słuszne i nie żałuję. Jakbyś teraz tak się rzuciła, to nadal próbowałbym cię
złapać. Ma sens? Sądzę, że tak. – Ivy tylko patrzyła na niego z irytacją ale i
zrozumieniem. - Zawsze taka wygadana, a teraz co? Nic mi na to nie odpowiesz?
Co?
- A co mam ci na to
odpowiedzieć. Nie każdy by zareagował, tym
bardziej tak szybko.
- Takie mamy społeczeństwo, do
którego najwyraźniej nie należę. – lustrował
ją swoim przenikliwym spojrzeniem.
- Ivy Notterson. Tak się nazywam.
- Pogawędziłbym jeszcze, ale mam tu
coś do zrobienia. – chwycił plecak, który spoczywał na ziemi, otrzepał z piasku
i przerzucił przez ramie.
-
Yhym, i tak muszę zadzwonić do mamy… a wtedy sprawdzić autobus.
- Jest po dziewiątej, wątpię, że o
tej godzinie coś złapiesz.
- Najwyżej tu przenocuję, zresztą i
tak nie mam innego wyboru. – ruszyła w stronę ścieżki.
- Zaczekaj! Jak chcesz to cię
podwiozę. – szybko wydedukowała, że to jego twarz widziała wysiadając z
autobusu.
- O ile dobrze pamiętam to i ty
jechałeś autobusem.
- Tsa, ale ostatnim razem jak byłem
u wuja zostawiłem mu samochód, bo stwierdził, że mi go trochę podrasuje. To też
między innymi powód, dlaczego tutaj jestem.
- Mówiłeś, że masz coś do
załatwienia.
- To zajmie kilka minut.
- Okej. No i ten... Dzięki.
- Nie ma sprawy.
Chłopak odpiął czarny plecak, po
czym coś z niego wyjął. Owe „coś”, a raczej „cosie”, bo były to trzy
przedmioty, postawił na krawędzi klifu. Przeszukał lewą kieszeń swoich spodni i
najwyraźniej znalazł to na czym mu zależało. Zapałki. Otarł jedną o pudełko i
zapalił znicze, które podświetlone, uświadomiły Ivy czym były wyjmowane przez
niego rzeczy. Stały po obu stronach jakiegoś zdjęcia. Nicolas przeżegnał się i
odmawiał pod nosem modlitwę. Ivy domyśliła się, że na fotografii był jego brat.
Chcąc okazać szacunek zmarłemu, przyłączyła się do modlitwy.
- Powiesił się, ale to nadal
pozostało jego ulubionym miejscem. – po chwili ciszy dodał. – Chodźmy już.
Szli do jego wuja w milczeniu, ona
nadal boso. Było jej głupio, nie wiedziała co w nią wstąpiło. Jak mogła wykazać
taką słabość? Bezradność. I kim był Nicolas? Nie wierzyła, że całkiem
przypadkiem tam się znalazł. A może była przewrażliwiona? Zdecydowanie. Miała
ogromne szczęście, że zjawił się z nikąd. Było jej go żal. Widocznie przybiła
go strata, tak jak i ją. To się czuje zawsze… Ten ból nie miał się zagoić.
Rozejrzała się na boki, zdążyło już się ściemnić a i księżyc odnalazł miejsce
na niebie, które tego wieczoru przykrywała garstka chmur.
Po dwudziestu minutach „marszu”
znaleźli się pod domem jego wuja. Właściwie, to bardziej pod chatką. Rafael
okazał się bardzo sympatyczną osobą. Był wesoły i pełen energii. Nim pozwolił
im wyjść zaprosił, wręcz zmusił, ich do wspólnej kolacji. Przygotował spaghetti
z sosem pomidorowo paprykowym – domowej roboty – i mięsem mielonym. W ogólnym
rozrachunku, Ivy była wręcz rada, że tak się stało. Rozładował w ten sposób
napięcie, które było wręcz jak podane na tacy. Nie miała innego wyjścia,
musiała zapomnieć o tym, że taka sytuacja miała w ogóle miejsce. Że chciała się
tak łatwo poddać. Jak mogła być taka lekkomyślna. Camill nie bez powodu się
poświęciła. Miała ku temu jakiś cel. Powód, którego Ivy jeszcze nie potrafiła
zrozumieć.
Między Rafaelem a Nicolasem
emanowała nić bezwzględnej więzi. Jak gdyby chłopak widział w nim większy
autorytet, niż w kimkolwiek innym. Przez ten czas, który spędziła z obojgiem,
mogła bezwzględnie stwierdzić dobroć Rafaela. Wręcz szczerość, biła od niego.
Mężczyzna miał ciemnobrązowe włosy
spięte w koński ogon, szare oczy, lekko garbaty nos i kwadratową szczękę. Był
po trzydziestce, ale wydawał się młodszy. Nosił dość długą, gęstą brodę. Tego
dnia ubrany był w granatową koszulę w kratę, jeansy i czarny T-shirt.
Zachowywał się bardziej jak brat Nicolasa niż wuj. Na starcie trochę się
„szarpali”, oczywiście w żartach, następnie zaś Rafael opowiadał krępujące
historie dotyczące Nicolasa. Zanim się spostrzegli było koło jedenastej, toteż
najlepszym wyjściem było ruszyć w drogę. Ivy poczuła się lepiej, ale
momentalnie sobie coś uświadomiła. Matka nie wykonała do niej żadnego telefonu.
Dziwiła się dlaczego? Pożegnawszy się, wsiedli do samochodu i pojechali.
***
Przemieszcza
się niczym cień szarobura postać. Bezszelestnie mknie wśród drzew, stąpa
szybko, precyzyjnie acz delikatnie i niezauważalnie. Mija zapatrzonego w noc
kruka, zamiera w bezruchu. Klnie pod nosem. Ktoś przeszkodził jej planom, nie
wie kto. Nie może dostrzec. Dlaczego? Z jej gardła wyrywa się ryk zmieszany z
piskiem. Trzask w kręgosłupie. Wygina się do tyłu i upada na ziemię. Zmieniono
decyzję. Ktoś zniszczył to co zdążyła zbudować. A raczej zrujnować. Nie ma
sensu. To. Nie! A jednak? Nie doceniła nieświadomego niczego wroga.
Unosi się w powietrzu, włosy wirują
ku górze. Oczy nie przybierają, żadnego wyrazu. Ponownie wydaje przeraźliwy
krzyk. Upada. Szarobura postać ma świadomość tego, że jest coraz słabsza.
***
Gdy byli już
w drodze, Ivy postanowiła skontaktować się z matką. Wykręciła domowy numer,
niestety jednak nie Rasalie odebrała tylko Natasza.
- Słucham. – powiedziała pewnie.
- Jest mama? – zapytała Ivy, nie
chcąc z nią dłużej rozmawiać.
- Nie, nie mam mamy, musiała dłużej
zostać w pracy i będzie dopiero rano. Nie dzwoniła do ciebie? A tak w ogóle to
gdzie ty jesteś?! Spójrz która godzina!
- Nie, nie dzwoniła. Będę za… - przerwałam
i spojrzałam pytająco na chłopaka.
- Za? Za ile? – zapytała
podenerwowana. – Gdzie do cholery jesteś? – brunet powiadomił dziewczynę, że
będą za półtorej godziny. – Z kim ty jesteś!? No mów wreszcie!
- Uspokój się! Będę za niecałe dwie
godziny. A nie twoją sprawą jest z kim i gdzie jestem!
- Właśnie, że moją! – rzuciła
gniewnie, Ivy nie chcąc dłużej słuchać siostry, zwyczajnie się rozłączyła.
Jechali z
chłopakiem w milczeniu, blondyna uważnie spoglądała na drogę. Nie znała go,
musiała uważać. Przedramię potwornie ją bolało. Wsunęła dłoń pod rękaw i
przejechała po nim ostrożnie. Wyczuła te szramy których rano nie dało się
dostrzec. Ku jej uldze, nie krwawiły. Wyglądało to bardziej jakby były w
stadium gojenia. Nie miała pojęcia co ma z tym fantem zrobić. Może rano tylko
jej się wydawało, że ich tam nie ma? Brunet przerwał niezręczną ciszę.
- Tak właściwie, to nie boisz się
jechać z jakimś obcym gościem ?- uśmiechnął się wyczekując jakiejkolwiek
odpowiedzi.
- Ten „obcy gość” powstrzymał mnie
przed popełnieniem samobójstwa, więc dlaczego miałabym się go bać?
- Dlaczego chciałaś skoczyć? – zapytał
nie spuszczając wzroku z drogi.
- Bo tam uświadomiłam sobie, że tak
naprawdę nie radzę sobie z tym wszystkim.
- A z czym dokładniej?
- Dobija mnie fakt, że Camill już
nie ma, a siostra zamiast mnie wspierać, odbiła mi chłopaka. – zaśmiała się
nerwowo – W ten właśnie sposób przelała czarę goryczy. To zaważyło nad
wszystkim. Zabolało mnie to tak bardzo, że po spotkaniu z Łukaszem, który
„pięknie” sprostował mi całą sytuację, udałam się w to właśnie miejsce. Kiedy
już stałam na krawędzi klifu, byłam pewna, że się… że tak będzie po prostu
łatwiej. To rozwiązanie było najprostsze. Ale ty… zobaczymy co teraz będzie.
Nie wiem czy jest lepiej, że… i nie mam pojęcia czy będę próbowała ponownie.
Może to był po prostu impuls. Jedyne rozwiązanie, które przyszło mi do głowy.
- Rozumiem,
ale uciekanie od problemów nie jest dobrym rozwiązaniem.
- Wiem, ale najprostszym.
- Ranisz przy tym najbliższych.
- Nie mam już nikogo.
- To tylko twoje zdanie. Mogę się
założyć, że wiele osób by przez to cierpiało. Nie zapominaj, że bez względu na
wszystko masz jeszcze rodzinę.
- Z siostrą nie utrzymujemy przyjacielskich
relacji, a z ojcem nie utrzymuję kontaktów. Dziadkowie nie żyją, jedynie na
mamie mogę polegać.
- No widzisz. To zrób to dla mamy. A
ta Camill… Jak ona umarła?
- Nicolasie, i tak byś nie uwierzył.
Też mam z tym problem. Uznałbyś, że zwariowałam, nawet ja się zastanawiam, czy
nie postradałam zmysłów.
- Spróbuję zrozumieć. – chwila ciszy
– No i ten, mów mi Nick.
Ivy wiedziała, że zachowa się
lekkomyślnie, wyjawiając całą prawdę. Ale miała dość tego, że musi sobie radzić
z tym sama. Z resztą, jak jej nie uwierzy, to i tak nic się nie stanie. Nie ma z
nim specjalnej styczności. Nie będzie musiała go widywać. A ciąży jej to
okropnie. Gdyby się wygadała? Może poczułaby się jakoś lepiej. Bo z kim innym
mogłaby porozmawiać?
W przypływie impulsu , opowiedziała
Nicolasowi całą historię. Podczas jej opowiadania, zauważyła, że coś co jej
umknęło. Mianowicie, Camill chciała, żeby Ivy wyjęła kartkę z jej kieszeni. Nie
zrobiła tego. Nie miała pojęcia, gdzie ta może się teraz znajdować. A co, jeśli
było tam coś co mogłoby jej pomóc? A na pewno tak było. Przyjaciółka nie
zostawiła by jej nic, co mogłoby być mniej ważne. Przepadło.
Nick sprawiał wrażenie szczerze
zaskoczonego, ale nie wykazał niczego co mogłoby być równoważne z tym, że jej
nie wierzy. Dziwne. Wątpiła w taką sposobność. Ona by nie uwierzyła. Nie?
Przecież, nie do końca uwierzyła przyjaciółce, nie do końca, ale jednak
wierzyła. Coś sprawiło, że mimo nie chciała, nadal wiedziała, że to jest
prawda. Że zbliża się coś większego. Okropnego. Nieprzewidywalnego. I obawiała
się, że nie da sobie z tym rady.
Resztę drogi spędzili w milczeniu,
tylko Ivy co jakiś czas wskazywała chłopakowi drogę, żeby trafił do jej domu. Dotarli
później, niż mieli w zamiarze. Podróż zajęła im nieco ponad dwie godziny.
- Sądzę, że
Camill chodziło o to żebyś żyła, nie możesz się poddawać. Zapewne, ona
wiedziała, że musisz odegrać ważną rolę, więc mniej na to wzgląd w przyszłości
przy podejmowaniu decyzji. – Kiwnęłam głową twierdząco. Nastąpiła chwila ciszy,
po czym kontynuował. - Ivy? – zapytał niepewnie.– Chcesz jutro, a właściwie to
dzisiaj, wyjść, pogadać, czy coś?
- Mam coś do załatwienia. –
otwierała drzwiczki.
- A, okej.
- Ale… mogę jutro.
- Fajnie. Przyjadę o siedemnastej?
- Okej. – uśmiechnęła się
przyjacielsko – Dziękuję. – skinął głową.
- Nie ma sprawy.
Wyszła z auta bez oglądania się za
siebie. Przemierzyła kamienną dróżkę prowadzoną do domu. Gdy stała już na
ganku, wyjęła klucz i wetknęła go w zamek. Zdumiona usłyszała „szuranie”
kamieni, odwróciła się i ujrzała biegnącego niebieskookiego.
- Em, no ten – powiedział drapiąc
się z tyłu głowy, szczerząc ku niej proste, białe zęby. - dasz mi swój numer? Ymm…
No wiesz, tak gdybym miał się spóźnić, albo ten… gdyby tobie coś wypadło.
- Tsa, okej. – wyciągnął telefon i
jej go podał. Chwyciła i szybka wystukała szereg liczb. - To do jutra. –
Podszedł do niej bliżej i uścisnął ją przyjacielsko. Ich ciała były na tyle
blisko, że poczuła pośpieszne bicie jego serca.
- Długo będziesz się jeszcze z „NIM”
miziała. – wydarła się przez okno Natasza, szczególnie akcentując przedostatnie
słowo.
Nie zwracając uwagi na siostrę,
szepnęła Nickowi do ucha „ Do jutra”. Poszedł ścieżką w stronę samochodu, zanim
do niego wszedł popatrzył na nią. Ta przekręcała teraz klucz w drzwiach,
ostrożnie nacisnęła klamkę i weszła do środka.
Zobaczył zamykane drzwi, polubił ją
– stwierdził. Trochę nie ostrożna. I tak nie powiedziała mu wszystkiego, to
wiedział. Wślizgnął się do samochodu. Spojrzał po raz ostatni na dom. Co ma
teraz zrobić? Ma sporo do przemyślenia. Odjechał i zniknął wśród zbierającej
się mgły.
_______________________________________________
Tak ciężko mi to było napisać, że nie macie pojęcia, nigdy nic tak bardzo, nie sprawiło mi kłopotu, jak to!
Nie wiem jak to będzie z rozdziałem w przyszłym tygodniu bo jadę na wycieczkę! W najgorszym wypadku dodam w niedzielę. :) Miłego !
Zapraszam do komentowania!
Nie wiem jak to będzie z rozdziałem w przyszłym tygodniu bo jadę na wycieczkę! W najgorszym wypadku dodam w niedzielę. :) Miłego !
Zapraszam do komentowania!
Teraz lecę oglądać horror z laseczkami :D
Piszcie co u was :D ?
Przepraszam za błędy nie zdążyłam sprawdzić o.O
Przepraszam za błędy nie zdążyłam sprawdzić o.O
Podoba mi się, tylko to zdanie: szaro-bura postać miała wrażenie, że jest coraz słabsza wcale mnie nie zainteresowło i w ogóle ten fragment z szaro burą postacią był bardzo... Przesadzony. O, patrzcie, nowa postać nie wiecie, kim ona jest, jaka straszna!
OdpowiedzUsuńNie, to zdecydowanie nie miało tak wyglądać. Trochę nie tak zrozumiałaś to co chciałam przekazać. Tu zdecydowanie nie chodziło o to, że ona ma wzbudzać przestrach. Tam zdecydowanie była ukazana jej bezsilność.
UsuńA mi fragment o tej szarej postaci podobał się pod względem opisu ;)
OdpowiedzUsuńBył niby zagmatwany ale miał w sobie coś tajemniczego ;)
Z niecierpliwością czekałam na kolejny rozdział :)
Dzięki :D mam nadzieję, że się wyrobię z nim na sobotę . :)
Usuń