niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 4


Z góry przepraszam, że nie dodałam tego rozdziału wczoraj! Wpłynęły na to czynniki zewnętrzne, których nie przewidziałam! Miłego czytania :)
__________________________________
Bez przyszłości. 


            Ivy otwierała oczy raz po raz, zamrugała i zakryła twarz kołdrą. Promienie słoneczne przedzierały się przez nieodpowiednio zasunięte zasłony, okalając pokój jaskrawym światłem. Ładna pogoda. Jak nigdy – zauważyła dziewczyna. Ciężko jej było wstać, więc w powolny sposób się przeciągała, i kolejno przewracała z boku na bok. Zmusiła się wreszcie do siadu skrzyżnego. Otępiała, chwyciła telefon i spojrzała na jego wyświetlacz. Jedenasta dwadzieścia cztery, ziewnęła i zmusiła się do skupienia myśli. Nie była pewna, więc ponownie odblokowała smartphon'a. Tak, nie myliła się, miała jedną nieodczytaną wiadomość. Ponownie się przeciągnęła i przetarła oczy. Wiadomość od Łukasza.
Spotkasz się dzisiaj ze mną.? Musimy porozmawiać…
            Pewnie. Może być o 14?
            Spoko, podbije. Tymczasem.
            Ok.
            Czego chciał? Z resztą, długo się nie widzieli, ale nie była przekonana co do stylu, w którym pisał. Może wolał być ostrożny? Trzęsły jej się dłonie. Wyczołgała się z łóżka i podreptała na dół, do kuchni. Była strasznie głodna. Lodówka okazała się na pół pusta, więc postanowiła, że najpierw weźmie prysznic, a później pójdzie do sklepu. Smutna pobiegła schodami na górę. Wzięła niezbędną bieliznę i wślizgnęła się do łazienki. Gdy spod niego wyszła czuła się już nie taka zaspana. Podeszła do lustra, i spojrzała na rękę w swoim odbiciu, paskudny ślad nadal się nie goił, wyglądał na świeży i jakby krwawił? Podeszła do apteczki i wyjęła z niej bandaż. Odpakowała go i miała już owijać nim rękę. „Co jest kurwa?” – powiedziała upuszczając go na ziemię. Nie miała nic na przedramieniu. Żadnego zadrapania. Otworzyła usta ze zdenerwowania. Serce łomotało w jej klatce piersiowej jak szalone. Przejechała lewą dłonią w miejscu, w którym powinien być ślad. Nawet siniaka. Ale? Przed chwilą przecież była rana? No przecież sobie jej nie wymyśliła. Podbiegła panicznie do lustra. „Jak? Ja się pytam!” – wypowiedziała zdenerwowanym tonem, wargi jej drżały. W odbiciu znów ujrzała tę przeklętą szramę. A w zasadzie to cztery. „Na ręce brak, a lustrze widać?”. Spanikowana usiadła na podłogę i oddychała szybko, panicznie chwytając powietrze. Ostatnio sama nie wiedziała co się z nią dzieję. Może po prostu zwariowała? Zaczęła się bujać do przodu i do tyłu. Tak naprawdę to w nią uderzył samochód i leży w śpiączce. – przekonywała samą siebie. Nie rozumiała tej sytuacji, jak i połowy poprzednich. „Weź się w garść!” – mówiła do siebie.
Wstała. Nie oglądając się w lustrze, założyła wcześniej przygotowaną bieliznę i szlafrok. Wysuszyła blond włosy, które nie chciały przyjąć jakiejś składnej formy. Zdenerwowana, na siebie, na włosy, na życie, chwyciła lokówkę i podłączyła do prądu. Przypudrowała policzki i pomalowała oczy cieniem, kredką i tuszem. Podkręciła lekko końcówki i grzywkę. Jej zdaniem wyglądała komicznie, wręcz była przykra, więc uplotła je we warkocza. Kremując ręce udała się na powrót do pokoju.
            - Natasza! Czego ty szukasz w mojej szafie? – wybuchła gniewem.
            - Yym. Bo cię nie było, a ja chciałam tylko pożyczyć T-shirt. – powiedziała zakłopotana.
            - Znasz mnie tyle czasu, a jeszcze nie wiesz, że nie możesz brać moich rzeczy bez pytania?
            - No, ale ja… - westchnęła - Przepraszam.
            - A teraz idź już stąd.
            - Dobra, kurcze, wychodzę. - przewróciła oczami odkładając T-shirt.
            - Jak chcesz to możesz go pożyczyć.- powiedziała łagodniejszym tonem. Spojrzała na odkładaną koszulkę, a następnie na siostrę.
            - Dzięki. - powiedziała i wybiegła z pokoju. – Ivy! – krzyknęła z łazienki.
            - No!? – odkrzyknęła podirytowana.
            - Mama pojechała już do pracy! Zrób obiad!
            - Sama nie potrafisz!? Nie jesteś dzieckiem!
            - Oj proszę! Gotujesz lepiej ode mnie.
            Natasza miała szesnaście lat, wprawdzie niewiele mniej od Ivy. Różniły je tylko dwa lata, ale to nie zmieniało faktu, że jej siostra była jakoś bardziej zaradna. Natasza uganiała się za chłopakami, a całą resztą się specjalnie nie przejmowała. Tylko imprezy i dokuczanie Ivy. Cel życiowy. Miała podobną figurę do Ivy i kolor włosów, na tym kończyło się podobieństwo między siostrami.
            Ivy puściła, uwagę Nataszy, mimo uszu. Ubrała czarną ołówkową spódnicę i koronkową, bluzkę, na długim rękawie, z baskinką tego samego koloru. Założyła buty i wyszła do pobliskiego sklepu. Kupiła wszystko, co było jej potrzebne do przygotowania obiadu i wróciła. Na ganku leżała koperta. Zwykła, biała, niepodpisana, koperta. Ivy wzruszyła ramionami i ją podniosła.
            Wchodząc do kuchni, położyła wszystko na stole. Rozpakowała zakupy i zabrała się za przygotowanie lazanii. Wstawiła ją do piekarnika i poszła do salonu, gdzie rzuciła się na kanapę. Patrzyła w sufit. Wiedziała, że musi, po spotkaniu z Łukaszem, pojechać na cmentarz. Nie wiedziała jednak „ co dalej?”. Przecież, jak sprawdzi czy Camill nadal tam leży. Miała jej naszyjnik. Ale co? Pokaże go ojcu Camill i powie „ Mam jej naszyjnik, ktoś musiał ją wykopać, zdjąć jej naszyjnik i podrzucić go mnie? Nie wiadomo czy nadal jest tam jej ciało, ani co przestępca chciał osiągnąć tym postępkiem!”. Nie, to byłoby niedorzeczne. Ale co mogła zrobić? Sama odkopać jej grób i to sprawdzić? Po ostatniej sytuacji na cmentarzu raczej nie czuła się do tego zdolna. A co jeśli, tak naprawdę zwariowała i jej się to wydaje. Nie, to niemożliwe. Musi coś wymyśleć.
            Poszła sprawdzić stan lazanii i przypomniała sobie o kopercie. Otworzyła ją.

            Tak, to zdecydowanie ją zaskoczyło. Co mogłoby do niej należeć, a było w posiadaniu tamtej kobiety? Tego nie wiedziała. A jeśli to była pułapka? Była sama. Ściągnęła na siebie w ostatnim czasie wystarczającą ilość problemów.
            Włożyła kartkę na powrót do koperty, a tę złożyła starannie na pół. Wyjęła lazanie z piekarnika i ukroiła solidny kawałek, który poszła zanieść siostrze. Stojąc przy drzwiach usłyszała jej rozmowę przez telefon.
            - …Słodki Jesteś. – chwila ciszy – Też mi na tobie zależy.
            - Natasza ma chłopaka? – wymamrotała blondyna pod nosem.
            - Do zobaczenia. Nie mogę się doczekać.
            Ivy czekała, aż siostra przestanie rozmawiać, nie chciała jej przeszkadzać. Jak już usłyszała, że tak się stało zapukała dwukrotnie i weszła. Podała jej lazanie i bez słowa wyszła. Schowała kopertę do torby, którą miała zamiar wziąć ze sobą. Nie ufała nawet temu, że cokolwiek mogłoby być bezpieczne w jej pokoju. Skoro ostatnio znalazła tam wisiorek, oznaczałoby, że ktoś musiał tam wejść.
Zbiegła na dół z torbą w ręku. Pokierowała się do kuchni i zjadła swoją porcję. Zaczęła się zastanawiać, kim mógł być chłopak Nataszy? I czy w ogóle był jej chłopakiem… Może kolejna przelotna znajomość? Odreagowanie po poprzednim? Szybko przeszło jej po Danielu. Za chwilę jednak przeszła myślami do Łukasza. Stres i nieprzyjemne drganie ogarnęło jej ciało. To uczucie… strachu? Tak, chyba strachu, nie czuła się z tym dobrze. Miała bardzo złe przeczucia.
            Dzwonek do drzwi. Zsunęła się z blatu szafki kuchennej na podłogę, wrzuciła talerz do zlewu i zarzuciła torbę na ramię. Im bardziej zbliżała się do drzwi, czuła się gorzej. Teraz jej zmysł dawał się we znaki. Zaczynały ją delikatnie boleć skronie. Jakby ktoś wbijał w nie, raz po raz, malutkie igły.
            Znikając za drzwiami ujrzała Łukasza. Miał nieodgadniony wyraz twarzy. Szatyn wskazał skinieniem głowy drogę, dając w ten sposób do zrozumienia Ivy, że miała pójść za nim. Ta bez słowa sprzeciwu i cienia uśmiechu podążała po jego lewej stronie. Łukasz nie mając zamiaru się odzywać, uświadomił dziewczynie, że instynkt jej nie zawiódł. Gdy znaleźli się w parku, usiedli na jednej z odległych ławek. Dziewczyna chciała mieć już to za sobą.
- Zatem, co nas tu sprowadza? – zapytała doskonale wiedząc.
            - W ogóle tak się wszystko pomieszało. – powiedział patrząc jej w oczy – No i poznałem kogoś.
            - Rozumiem. Tak, skoro ja nie byłam wstanie, to zaopiekował się Łukaszkiem ktoś inny. – rzuciła sarkastycznym tonem – Ja już pójdę. – wstała z ławki – Tylko dziwi mnie, dlaczego dla jednego głupiego zdania zawlokłeś mnie aż tu.
            - Zaczekaj! Pozwól mi dokończyć – chwycił dziewczynę za nadgarstek, a ta na powrót usiadła wznosząc oczy ku niebu. 
            - Uwielbiam z tobą rozmawiać. Nie chciałbym cię stracić, jesteś naprawdę świetną osobą. Zostańmy więc przyjaciółmi. Proszę. – kiwnęła w zamyśleniu głową i uśmiechnęła się tak sztucznie, że od razu można było to dostrzec.
            - Tsa, to ja już pójdę. – wstała z ławki i objęła powrotny kurs.
            - To twoja siostra. – powiedział ze skruchą wbijając wzrok w ziemię.
            - Przepraszam, co? – odwróciła się pełna zdziwienia.
            - To z nią się spotykam. – Ivy zaczęła przygryzać wargę i otwierała usta jakby próbowała coś powiedzieć. Oczy ją piekły od napływających łez.
            - Kiedy ja dusiłam się, każdym, jebanym dniem w mojej skórze i pragnęłam zwyczajnie przestać istnieć, zamiast mnie wspierać, wy zabawialiście się razem? Jesteście po prostu…
            - Ivy to nie tak! – przerwał jej.
            - A jak? Chociaż! Wiesz co?! Nie chcę wiedzieć. To co robicie, jest takie nieludzkie! Jesteście siebie warci.
            - Ivy, daj mi wytłumaczyć... – nerwowo przeczesywał włosy palcami.
            - Nie mam zamiaru.
            Szła. Jak najszybciej, przed siebie, w stronę wyjścia. Nie miała ochoty wracać do domu, do Nataszy. Nie chciała jej widzieć, już nigdy. Czuła się zdradzona i skrzywdzona. Czy już zawsze miała się tak czuć? Dlaczego jej życia zaczęło wywracać się o sto osiemdziesiąt stopni? Nie ukrywała przed sobą tego, że Łukasz może przestać chcieć się z nią spotykać, ale nigdy nie wpadłaby na to, że mogą ją tak zdradzić. I Natasza? Nie były przyjaciółkami, ale przecież… Zawiodła się.
            Jak wyszła z parku, ruszyła główną drogą w stronę gór. Zatrzymała się przy przystanku. Wsiadła w ten autobus,  który prowadził w miejsce, gdzie przesiadywała z Camill. Do ich „azylu”. Przez szyby autobusu zauważyła pierwsze krople nadchodzącego deszczu. Wysiadała z autobusu i mignęła jej znajoma twarz, rozejrzała się, ale szybko straciła ją z zasięgu wzroku. Nie potrafiła przypomnieć sobie do kogo ona należała.
            Poczuła znaną woń drzew i usłyszała szum wody z oddali. Ruszyła środkową ścieżką, przemieszczała się bezszelestnie pośród drzew. Zdjęła buty i maczała stopy w trawie i ziemi. Była w swoim żywiole. Jak bardzo żałowała, że Camill nie może być tu wraz z nią. Założyła słuchawki i podłączyła je do telefonu. Słuchała kawałek Courrier’a „Between”. Dotarłszy na miejsce rzuciła buty na skałę i usiadła na skraju klifu. Rozplątała warkocz i przeczesała palcami włosy. Chwilę później zajął się nimi wiatr. Otulał ją ostrymi podmuchami. Patrzyła na zachód słońca, a niebo przybrało pomarańczowo różowy kolor. W nieodgadnionej wodzie odbijał się piękny krajobraz. Raz po raz fala lizała swoimi językami płat skalny. Okalająca to miejsce zieleń powoli uspokajała blondynę.
            Camill, ona wiedziałaby co powiedzieć, żeby poczuła się lepiej. Ona potrafiła zmienić nawet najgorszy smutek w radość. Pomogłaby jej obecność. Nie musiałaby nawet nic mówić. Wystarczyłoby gdyby tu była i siedziała razem z Ivy, która rozpłakała się już na dobre. Racjonalne myślenie uciekło dziewczynie w niepamięć. Uświadomiła sobie, że ci, których kochała, zostawili ją samą. Samotność jest smutna. Wymioty podeszły dziewczynie do gardła z nerwów i płaczu. Działała impulsywnie. Ustała na samym skraju klifu. A co gdyby tak skoczyła? – zastanawiała się – I tak nie wyobrażała sobie przyszłości. A może nie miała przyszłości. Nie będzie nikomu przeszkadzać.
            Spojrzała utęsknionym wzrokiem na ostatnie promienie zachodzącego słońca, a następnie w dół. Widok nie był zadowalający, wręcz przeciwnie, był przerażający. Skały jak kły szczerzyły się w piekielnym uśmiechu. Niespokojny ocean, jak gdyby, miał za zadanie podburzać ją do skoku. Uśmiechnęła się tęsknie. Miała pewność, że nie przeżyje upadku. Wzięła głęboki wdech, zamknęła oczy i stanęło jej przed oczyma zdjęcie ich obu. Jej i Camill. Ich uśmiechnięte buźki ogrzały dziewczynę wewnętrznym ciepłem i bólem. Już o nic niedbała. Rzuciła się w otchłań własnej rozpaczy. Przechylając się do przodu poczuła gwałtowne szarpnięcie. 
________________________________________

No więc, ponownie przepraszam.
Jak bawiliście się na sylwestra? :D 
Zapraszam do komentowania ! :)
A teraz piosenka, która od kilku dni zawładnęła moim serduchem *.* ♥Hozier ▼Ed
Tak btw. Zdjęcie koperty nie moje :( Nie miałam czasu nic narysować, a nie chciałam przedłużać!
           

4 komentarze:

  1. Świetne;) czekam na następny rozdział;) A sylwester, no cóż, spędziłam go w domku:)) A ty jak się bawiłaś??? Blackberrie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czemu w domQ? Ja byłam na imprezie w Zajączkowie! Wybawiłam się jak nigdy .:D Rano nie szło mnie dobudzić i ten ból nóg [*] ! :D

      Usuń
  2. Nie zawiodłam się oczywiście kolejnym rozdziałem ;)
    Wspaniałe zwroty w biegu wydarzeń ;)

    OdpowiedzUsuń