Pośród senna.
- Co to za
dźwięk? – Zastanawiała się w półśnie Ivy. Bębnienie stawało się coraz to
bardziej irytujące. Otworzyła z wielkim trudem oczy. Bolały ją skronie i było
jej zimno, w pierwszym odruchu bała się, że zwymiotuje na podłogę. Szybkie
kojarzenie faktów. Jest na kanapie w salonie. Gdy zasypiała było koło czwartej;
za oknem nadal panował mrok. Która mogła być godzina? Tego nie była pewna.
Przeciągnęła się ospale i ziewnęła. Hałas dobiegał z góry. Poczuła nieprzyjemny
zapach. Zerwała się z kanapy i rzuciła się pędem po schodach. Zapaliła światło
na korytarzu. Ze szczeliny pomiędzy drzwiami a podłogą wyłaniały się smugi
czarnego dymu, to dało Ivy znak, że nic nie jest w porządku, zaspany umysł
nadal nie pozwolił jej myśleć trzeźwo. Wiedziała jednak, że ktoś tam jest,
wskazywało na jej siostrę, tylko po kiego, tamta się tam znalazła? Nie słyszała
już dudnienia, wszystko ucichło, to nie był zbyt pozytywny omen. Złapała za
klamkę; nie można było otworzyć drzwi. Zaczęła szarpać. Zakluczone?
- Natasza! Jesteś tam?! – krzycząc,
uderzała w drzwi.
Cofnęła się
do ściany, przelała masę ciała na prawą stronę i gwałtownie rzuciła się na
drzwi. Górne zawiasy oderwały się z lekkim trzaskiem. Kilka kroków w tył i
ponownie wpadła na drzwi z impetem. W momencie, gdy te się wyłamały, kłęby dymu
eksplodowały z pomieszczenia, owijając swoją czernią i gęstością Ivy, moment
później zajęły całą powierzchnię korytarza. Ivy zaczęła się dusić, kaszlała nie
mogąc złapać oddechu. Oczy ją piekły niemiłosiernie, skupiła się jednak nie na
sobie a na pomocy poszkodowanej. Zauważyła coś na kształt postaci leżącej na
podłodze, natychmiast podbiegła do niej. Zaczęła szarpać jej ciałem, próbując
ocucić siostrę. Na marne, nawet nie drgnęła. Sprowadziła wszystkie pokłady sił
jakie miała i podniosła Nataszę. Schodząc po stopniach skupiła uwagę na tym,
żeby jej nie upuścić. Jej plan legł w gruzach, gdy się przewróciła.
Przeciągnęła siostrę po podłodze, aż ta nie znalazła się na ganku. Sprawdziła
jej puls, był słabo wyczuwalny. Oddech miała niepokojący, Ivy przeszukała w
zasobach swojej pamięci podstawy pierwszej pomocy. Była spanikowana. Zaczęła
płakać i starała się oddychać jak najgłębiej. Podsumowała w myślach, że powinna
ułożyć ją w pozycji bezpiecznej. Była nie przytomna, ale żyła. – powtarzała sobie
w myślach Ivy. Ręce jej się trzęsły, chciała krzyczeć, ale starała się zachować
resztki rozsądku. Pobiegła do salonu i wzięła swój telefon. Zadzwoniła pod 112
i pobieżnie wyjaśniła sytuacje. Następnie zawiadomiła matkę. Siedziała obok
siostry płacząc, przypomniała jej się Camill. Żałowała, że się pokłóciła z
siostrą.
Jak to się stało, że wybuchł pożar?
Co mogło spowodować podpalenie? Nie miała świeczek, a nawet zapałek. Przez
instalacje…? Nie! Na pewno nie! I akurat jej pokój? Czy prawidłowym byłoby stwierdzenie,
że to jest jakiś większy spisek? Ale kiedy nawet nie widać w tym sensu? Komu
ona zagraża? Jeśli faktycznie chce jej się pozbyć… to dlaczego? Czy dwie osoby,
miały przypłacić to życiem z jej winy? Nawet jeśli ktoś był „podpalaczem” to
jak się dostał do domu? A lepszym pytaniem… Jak się dostał niezauważony? Tym
bardziej, że aby znaleźć się w jej pokoju, trzeba przejść praktycznie cały dom.
Grzmot. I znowu pada deszcz. - Ivy miała dość.
***
Szpital
Hatsston Frest leżał pod Begienstreet, w niewielkiej dolinie, pośrodku której
wił się potok górski. Słychać było wesołe pluskanie wody, która świetnie
komponowała się ze śpiewem ptaków. Gdy Ivy przybyła z matką na miejsce,
wschodziło już słońce ogrzewając swoimi promieniami wszystko dookoła. Rosalie
zaparkowała samochód na parkingu, niedaleko szpitala. Wysiadły z niego i
pośpiesznie ruszyły ku wejściu. Znaki na łące nieopodal budynku wskazywały na
to, że służyła ona jako lądowisko dla helikopterów. Przy głównym wejściu nie
było nawet żywej duszy, dlatego też bez problemu dostały się do środka.
Pielęgniarka z recepcji nie należała
do grona sympatycznych osób, wręcz przeciwnie była wredna i arogancka. Jej imię
widniało na plakietce przyczepionej do kitla. Siostra Grisselta, ruszała się
jak mucha w smole, lecz Ivy nie była tym zaskoczona. sądząc po jej sylwetce,
nie była skora do żadnego wysiłku fizycznego. Jej miedziane włosy mieniły się w
świetle lamp. Zaś duże, piwne oczy budziły niepokój i niosły ze sobą
zarozumiałe spojrzenie. W końcu łaskawie podeszła do kontuaru i spytała z
widoczną niechęcią.
- W czym mogę pomóc?
- Chciałybyśmy się dowiedzieć gdzie
znajdziemy Nataszę Notterson, trafiła tu półtorej godziny temu.
- Natasza Notterson. Moment. –
Przewróciła oczami i przekartkowała leżącą przed nią na blacie listę pacjentów.
– Jest w pokoju numer 18.
- Jak możemy tam trafić?
- Korytarzem na lewo, potem przez cały
czas prosto do białych drzwi, następnie ponownie skręcić w lewo i tam już
powinny panie znaleźć pokoje pacjentów.
- Dziękujemy. – Uśmiechnęła się
życzliwie Ivy, następnie udały się z Rosalie na miejsce.
Nadal bez zmian, Ivy nic się nie dowiedziała, była już zmęczona od
przypływu myśli i pytań, na które i tak nie znała odpowiedzi. Obawiała się, że
ich nie pozna. Jak jej życie mogło tak się potoczyć. Miała być bezproblemową
dziewczyną, której niedługo kończyły się wakacje. Miała przejmować się
egzaminami. Spędzić wesoło czas z Camill. Chodzić na randki, zakochać się…
Przeżyć najlepszy okres w jej życiu. Obawiała się tego, co będzie dalej. Nie
umiała sobie wyobrazić, że będzie jeszcze kiedyś szczęśliwa.
- Ivy… -
Wyrwała ją matka z zamyślenia. – A jeśli… jeśli ona …
- Ciiii. Wszystko będzie dobrze,
zobaczysz. – przerwała jej w pół zdania, nie chciała usłyszeć tego paskudnego
słowa, które ostatnio ją prześladowało.
Jeśli to było przez kogoś
zaplanowane, Ivy miała pewność, że zaszła zasadnicza pomyłka, ktokolwiek lub
cokolwiek, chciało ją a nie Nataszę.
- Co się w
ogóle wczorajszej nocy wydarzyło. – Rosalie cedziła każde słowo.
- Sama chciałabym wiedzieć.
- No ale dlaczego ona była w twoim
pokoju?
- Pokłóciłyśmy się wczoraj, a ona
prawdopodobnie chciała mnie przeprosić. W sumie, to nie jestem pewna, ale mi
się tak wydaje, ja spałam na dole. Nawet nie mam pojęcia od czego mógłby być
ten pożar.
Lekarz po serii szybkich badań,
potwierdził, że Natasza była w fatalnym
stanie. Jeśli by nie spłonęła, na pewno by się zaczadziła, i tak wniósł on
wiele szkód dla organizmu. Nadal był nieprzytomna, jeżeli nie obudziłaby się w
ciągu doby, to jest ryzyko, że zapadnie w śpiączkę. Mimo wszystko, nakazano im,
że mają być dobrej myśli. Co wcale nie napawało ich optymizmem.
***
- Kim
jesteś?
Była prawdopodobnie noc. Ciemne
pomieszczenie. Lochy? Snop światła wpadał przez zakratowane okno w suficie.
Wyglądał jak wodospad białego światła. Tylko tam można by czuć się bezpiecznie
– przeszło jej przez myśl. Podziemia? Jak się tam znalazła? I co robiła
wcześniej. Cofnęła się o krok, coś zachrupotało pod jej bosymi stopami. O dziwo
wcale jej to nie bolało. Ktoś tam był! Czuła jego oddech. Nie widziała go, ale
wiedziała, że tam przebywa. Powietrze było chłodne. Cofnęła się jeszcze
kawałek. Dotknęła wierzchem dłoni ściany. Z kamieni? Średniej wielkości,
nierównych sobie kamieni.
- Kim jesteś!? – Zapytała mniej
strachliwie, a bardziej stanowczo.
Nie
bała się. To nie ona była ofiarą, lecz zwierzyną. Podeszła dzikim lekko
przychylonym krokiem do przodu, stąpała po kościach i szczątkach ludzkiego
mięsa. Podeszła bliżej lodowatego podmuchu światła. Dopiero wtedy zauważyła
swoją nagość. Miała błonę między palcami. Kim ona była? Jedno było pewne,
chociaż miała kruchą posturę, nie tak łatwo było jej się pozbyć. Kierowała się
prosto. Zauważyła po lewej stronie, kałużę, może małe źródełko. Uklękła przed
nim i przemyła twarz wodą. Obejrzała się w tafli wody. Włosy wiły się
niesfornie ku górze. Miały odcień jasnego, wręcz pastelowego fioletu.
Zastanawiała się jak mogła cokolwiek widzieć. Nie miała źrenic, ani tęczówek.
Same białka. Bez żadnej smugi, żadnej żyłki. Czarne usta i mocno wychudzoną
twarz. Sama była biała, lekko szarawa.
Spostrzegła
nagły ruch, ktoś zaszedł ją od tyłu. Rzucił się na nią, wbijając swe pazury w
jej lewą łopatkę, rozrywając jej skórę.
Zabrzmiał
głośny, przenikliwy dźwięk. Ivy
otworzyła lekko oczy – siedziała na fotelu w pokoju, w którym leżała jej
siostra. Czuła się bardziej zmęczona niż przedtem. Zasnęła. Rozejrzała się
wokół. Zanim zasnęła, czytała książkę, tę która leżała teraz na podłodze.
Oszacowała w myśli, że minęła niecała godzina. Gdzie poszła Rosalie? Dźwięk,
ucichł. Wraz z tym dotarło do niej, że ktoś po prostu starał się do niej
dodzwonić. Sięgnęła ręką do parapetu, na którym się znajdował jej telefon. Nie
znała tego numeru. Zadzwonił ponownie, odebrała z kilkusekundowym opóźnieniem.
- Hej
Śliczna. Co tam? – Nick… no tak, nie zapisała numeru.
- Moja siostra jest w szpitalu. –
Powiedziała, przygryzając dolną wargę.
- Co się stało? – zapytał przejęty
- Pożar w moim pokoju. Tyle, że nie
ja tam byłam, tylko Natasza. Ja w tym czasie spałam w salonie. Nie wiem co się
stało...
- Ale od początku. Co się wczoraj
stało?
Opowiedziała mu z grubsza sytuację.
- Mam przyjechać? – Spojrzała na
zegarek, było po dwunastej.
- Tak… I mam prośbę, mógłbyś gdzieś
mnie zawieźć?
- Pewnie.
Po jakimś czasie wróciła Rosalie z
chińszczyzną. Nakazała Ivy, żeby coś zjadła i powiedziała, że gdy ta spała, ona
pojechała do pracy, żeby wziąć wolne, wpadając po drodze do „Chińczyka”. Zjadły
w milczeniu. Rosalie wzięła puste pudełka i je wyrzuciła, skierowała się w
stronę drzwi. Była zmęczona, piekielnie zmęczona. Sądziła, że nie przypadkiem
stało się to, co się stało, ale zaszła pomyłka. Ostatnio widziała kiepską aurę,
wiszącą nad nią i nad Ivy. Zbyt dużo znaków. Podrapała się nerwowo po karku,
zjeżdżając aż do pleców. Szybkim krokiem udała się do toalety, nacierając
paznokciami w większym stopniu na skórę. Zamknęła się w pomieszczeniu,
oddychała nie miarowo. Zaczęła się dusić, wręcz starała się połykać powietrze.
Podeszła do zlewu, oparła się rękoma o ścianę pod lustrem. Splunęła sadzą do
zlewu. Spojrzała na to ze zdziwieniem. Zgięła się w pół, upadła na kolana,
uciskając skrzyżowanymi rękoma brzuch. Poczuła coś lepkiego, uniosła lekko
trzęsącą się, lewą rękę. Ujrzała na niej krew. Zamigało światło. Coś jakby
starało się z niej wydostać. Już miała zacząć oddychać wolniej, lecz coś
wydobywającego się z jej ust uniemożliwiło kobiecie oddech, całkowicie. Zaczęła
panikować, to coś się wiło. Miała odruch wymiotny, ale nie mogła się tego
pozbyć, czuła je w całym ciele. Z jej oczu leciały łzy. Była sparaliżowana
strachem. Doczołgała się do umywalki, i wspięła po niej, spostrzegła w lustrze
twarz, nie swoją. Nie znała tej osoby. Mrugnęła i ujrzała swoje odbicie, nagle,
z jej ust wydobyła się sina dłoń, z długimi, zgniłymi paznokciami. Dość mała.
Zaatakowała jej oczy, Rosalie upadła na podłogę, uderzając twarzą o kafelki,
zwymiotowała skrzepy krwi. Ręka zniknęła. Kobieta podparła się rękoma, zaczęła
szlochać i starać się oddychać jak najgłębiej.
Ivy poukładała swoje rzeczy na
parapecie. Zaczęło padać. Czy wzięła ze sobą jakąś bluzę? Przeszukała torbę.
Znalazła w niej zgniłozieloną deszczówkę i czarną bluzę. Spięła włosy w
warkocz. Na czarną koszulkę narzuciła wciąganą bluzę. Ubrudziła czarne spodnie
sosem. Weszła Rosalie.
- Byłam u doktora Reasmus’a.
- I co nowego? – zapytała szczerze
zainteresowana Ivy.
- Powinna się już obudzić.
Dziewczyna krzątała się od rogu do
rogu, w międzyczasie zauważyła, że jej matka zasnęła, przykryła ją kocem i
pogłaskała po głowie, odgarniając włosy z jej twarzy za ucho. Wyczuła coś.
Guza? Przyjrzała się, zdumiona zauważyła cały siny kark i na ile pozwalała jej
widoczność także plecy. Nie wiedziała co o tym sądzić. Czy jej matka została
pobita? A może miała wypadek? Dlaczego jej o niczym nie powiedziała? Myśli
płynęły jedna po drugiej i żadnej pozytywna, już była wykończona. Chwyciła
kluczyki jej matki i poszła w stronę auta, po czym do niego wsiadła. Pojechała
do pobliskiej kawiarni, kupiła dwie kawy, cynamonowo-miodową z mlekiem i cukrem
dla siebie i karmelowo-czekoladową dla Rosalie. Do tego dwa rogaliki migdałowo
marcepanowe i muffiny czekoladowe.
Blondyna weszła do pokoju, Rosalie
nadal spała na fotelu. Położyła kawy i ciastka na stoliku. Odłożyła kluczyki na
miejsce i usiadła. Chwilę później w drzwiach stał Nick. Pokazał kiwnięciem
głowy, żeby Ivy poszła z nim na korytarz. Wstała z miejsca i poczłapała się z
kawą niczym zombie do bruneta. Przytulił ją do siebie.
- Obudzi się
dzisiaj, zobaczysz.
- Chciałabym w to wierzyć.
______________________________________
No hej kochani! Nareszcie KONIEC, tego męczącego rozdziału. Komentujcie!
Sorka, że dopiero dzisiaj, nie potrafię ostatnio nic napisać. I siedzę przed tym, a tu nic :(
Mam nadzieję, że się podoba!
Jak zwykle rozdział jest świetny ;) nie zauważyłam żadnych błędów oprócz literówek gdzieniegdzie. Nie wiem co mam ci tu jeszcze napisać... No cóż czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością :) A i fajny rysunek ty go rysowałaś ???
OdpowiedzUsuńDzięki! Tak to moja praca. :D
UsuńHmm...to ja zacznę od przeprosin za tak długi brak komentarzy :) miałem nawał obowiązków i nawet blog poszedł w odstawkę... aczkolwiek powracam. Muszę powiedzieć, że cieszę się strasznie widząc kolejne rozdziały zwłaszcza, że każdy jest lepszy od poprzedniego. Kolejne części z każdą linijką wciągają mnie coraz bardziej, już czekam na to jak to wszystko się zakończy. Wszystko toczy się coraz szybciej i bardzo podoba mi się klimat który stworzyłaś :) Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejne części i być na bierząco :D
OdpowiedzUsuńNie masz pojęcia, jak cieszy mi się mordka czytając tak wzruszający komentarz! A bałam się, że idzie mi coraz gorzej! Bo teraz nawał pracy... matura, studniówka, praca i nieprzewidywane zwrot akcji nawet w moim życiu o.O! Naprawdę, to jest takie motywujące! Dziękuję :D
UsuńA co to za golasek ? ;D
OdpowiedzUsuńPodpalacz? Kto to może być? Kto mógł chcieć aż tak ją skrzywdzić?
Ten sen napawa przerażeniem, domyślam się, że nie jest to zwyczajny sen, albo że ma jakieś ukryte przesłanie.
To co stało się Rosalie.. ;o Okropne.
tak genialnie to opisałaś, że byłam w stanie wyobrazić sobie każdy detal. ;)
http://magiafuego.blogspot.com/
Owa piękność ze snu :D Moje dzieciątko :') No tak, stawiam was w tej samej sytuacji co moją bohaterkę. Co do Rosalie nigdy nie miałam takiego pomysłu jak teraz ! Zaczęłam wzbogacać ją o różne dziwactwa! Wiem! I Bardzo dziękuję! Chciałam, żeby jak najrealniej wyszło :D
UsuńPięknie, pięknie
OdpowiedzUsuń<3
UsuńWspaniałe! Czytam, czytam i przestać nie mogę. Kilka dni temu natknęłam się na Twojego bloga. Z przyjemnością przeczytałam wszystkie rozdziały. Muszę przyznać, że mnie wciągnęłaś. Czekam na kolejny rozdział Masz nietuzinkową wyobraźnie i w dodatku ładnie piszesz. Ubarwiasz wszystko bogatymi opisami dzięki czemu nie mam żadnego problemu by sobie to wyobrazić. Twój blog to jeden z tych lepszych blogów, na który jeszcze na pewno wpadnę. Zapraszam cię na mojego świeżo co upieczonego bloga. :) http://hevari.blog.pl/
OdpowiedzUsuńAle czy w tym opowiadaniu będą sceny erotyczne?
OdpowiedzUsuńJeśli mam być szczera, to nie mam ogólnego planu jak akcja się potoczy, całkowicie go zmieniłam przy 3 rozdziale o.O. A co ?
UsuńNie przepadam za rzeczami tego typu.
UsuńJedyne co moge powiedziec to to, ze opowiadanie jest wrecz rewelacyjne! Bardzo mi sie podoba:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie; niktnicniczym.blogspot.com