niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 7



Pośród senna.



          - Co to za dźwięk? – Zastanawiała się w półśnie Ivy. Bębnienie stawało się coraz to bardziej irytujące. Otworzyła z wielkim trudem oczy. Bolały ją skronie i było jej zimno, w pierwszym odruchu bała się, że zwymiotuje na podłogę. Szybkie kojarzenie faktów. Jest na kanapie w salonie. Gdy zasypiała było koło czwartej; za oknem nadal panował mrok. Która mogła być godzina? Tego nie była pewna. Przeciągnęła się ospale i ziewnęła. Hałas dobiegał z góry. Poczuła nieprzyjemny zapach. Zerwała się z kanapy i rzuciła się pędem po schodach. Zapaliła światło na korytarzu. Ze szczeliny pomiędzy drzwiami a podłogą wyłaniały się smugi czarnego dymu, to dało Ivy znak, że nic nie jest w porządku, zaspany umysł nadal nie pozwolił jej myśleć trzeźwo. Wiedziała jednak, że ktoś tam jest, wskazywało na jej siostrę, tylko po kiego, tamta się tam znalazła? Nie słyszała już dudnienia, wszystko ucichło, to nie był zbyt pozytywny omen. Złapała za klamkę; nie można było otworzyć drzwi. Zaczęła szarpać. Zakluczone?
            - Natasza! Jesteś tam?! – krzycząc, uderzała w drzwi.
Cofnęła się do ściany, przelała masę ciała na prawą stronę i gwałtownie rzuciła się na drzwi. Górne zawiasy oderwały się z lekkim trzaskiem. Kilka kroków w tył i ponownie wpadła na drzwi z impetem. W momencie, gdy te się wyłamały, kłęby dymu eksplodowały z pomieszczenia, owijając swoją czernią i gęstością Ivy, moment później zajęły całą powierzchnię korytarza. Ivy zaczęła się dusić, kaszlała nie mogąc złapać oddechu. Oczy ją piekły niemiłosiernie, skupiła się jednak nie na sobie a na pomocy poszkodowanej. Zauważyła coś na kształt postaci leżącej na podłodze, natychmiast podbiegła do niej. Zaczęła szarpać jej ciałem, próbując ocucić siostrę. Na marne, nawet nie drgnęła. Sprowadziła wszystkie pokłady sił jakie miała i podniosła Nataszę. Schodząc po stopniach skupiła uwagę na tym, żeby jej nie upuścić. Jej plan legł w gruzach, gdy się przewróciła. Przeciągnęła siostrę po podłodze, aż ta nie znalazła się na ganku. Sprawdziła jej puls, był słabo wyczuwalny. Oddech miała niepokojący, Ivy przeszukała w zasobach swojej pamięci podstawy pierwszej pomocy. Była spanikowana. Zaczęła płakać i starała się oddychać jak najgłębiej. Podsumowała w myślach, że powinna ułożyć ją w pozycji bezpiecznej. Była nie przytomna, ale żyła. – powtarzała sobie w myślach Ivy. Ręce jej się trzęsły, chciała krzyczeć, ale starała się zachować resztki rozsądku. Pobiegła do salonu i wzięła swój telefon. Zadzwoniła pod 112 i pobieżnie wyjaśniła sytuacje. Następnie zawiadomiła matkę. Siedziała obok siostry płacząc, przypomniała jej się Camill. Żałowała, że się pokłóciła z siostrą.
            Jak to się stało, że wybuchł pożar? Co mogło spowodować podpalenie? Nie miała świeczek, a nawet zapałek. Przez instalacje…? Nie! Na pewno nie! I akurat jej pokój? Czy prawidłowym byłoby stwierdzenie, że to jest jakiś większy spisek? Ale kiedy nawet nie widać w tym sensu? Komu ona zagraża? Jeśli faktycznie chce jej się pozbyć… to dlaczego? Czy dwie osoby, miały przypłacić to życiem z jej winy? Nawet jeśli ktoś był „podpalaczem” to jak się dostał do domu? A lepszym pytaniem… Jak się dostał niezauważony? Tym bardziej, że aby znaleźć się w jej pokoju, trzeba przejść praktycznie cały dom. Grzmot. I znowu pada deszcz. - Ivy miała dość.

***

Szpital Hatsston Frest leżał pod Begienstreet, w niewielkiej dolinie, pośrodku której wił się potok górski. Słychać było wesołe pluskanie wody, która świetnie komponowała się ze śpiewem ptaków. Gdy Ivy przybyła z matką na miejsce, wschodziło już słońce ogrzewając swoimi promieniami wszystko dookoła. Rosalie zaparkowała samochód na parkingu, niedaleko szpitala. Wysiadły z niego i pośpiesznie ruszyły ku wejściu. Znaki na łące nieopodal budynku wskazywały na to, że służyła ona jako lądowisko dla helikopterów. Przy głównym wejściu nie było nawet żywej duszy, dlatego też bez problemu dostały się do środka.
            Pielęgniarka z recepcji nie należała do grona sympatycznych osób, wręcz przeciwnie była wredna i arogancka. Jej imię widniało na plakietce przyczepionej do kitla. Siostra Grisselta, ruszała się jak mucha w smole, lecz Ivy nie była tym zaskoczona. sądząc po jej sylwetce, nie była skora do żadnego wysiłku fizycznego. Jej miedziane włosy mieniły się w świetle lamp. Zaś duże, piwne oczy budziły niepokój i niosły ze sobą zarozumiałe spojrzenie. W końcu łaskawie podeszła do kontuaru i spytała z widoczną niechęcią.
            - W czym mogę pomóc?
            - Chciałybyśmy się dowiedzieć gdzie znajdziemy Nataszę Notterson, trafiła tu półtorej godziny temu.
            - Natasza Notterson. Moment. – Przewróciła oczami i przekartkowała leżącą przed nią na blacie listę pacjentów. – Jest w pokoju numer 18.
            - Jak możemy tam trafić?
            - Korytarzem na lewo, potem przez cały czas prosto do białych drzwi, następnie ponownie skręcić w lewo i tam już powinny panie znaleźć pokoje pacjentów.
            - Dziękujemy. – Uśmiechnęła się życzliwie Ivy, następnie udały się z Rosalie na miejsce.
            Nadal bez zmian, Ivy  nic się nie dowiedziała, była już zmęczona od przypływu myśli i pytań, na które i tak nie znała odpowiedzi. Obawiała się, że ich nie pozna. Jak jej życie mogło tak się potoczyć. Miała być bezproblemową dziewczyną, której niedługo kończyły się wakacje. Miała przejmować się egzaminami. Spędzić wesoło czas z Camill. Chodzić na randki, zakochać się… Przeżyć najlepszy okres w jej życiu. Obawiała się tego, co będzie dalej. Nie umiała sobie wyobrazić, że będzie jeszcze kiedyś szczęśliwa.
- Ivy… - Wyrwała ją matka z zamyślenia. – A jeśli… jeśli ona …
            - Ciiii. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – przerwała jej w pół zdania, nie chciała usłyszeć tego paskudnego słowa, które ostatnio ją prześladowało.
            Jeśli to było przez kogoś zaplanowane, Ivy miała pewność, że zaszła zasadnicza pomyłka, ktokolwiek lub cokolwiek, chciało ją a nie Nataszę.  
- Co się w ogóle wczorajszej nocy wydarzyło. – Rosalie cedziła każde słowo.
            - Sama chciałabym wiedzieć.
            - No ale dlaczego ona była w twoim pokoju?
            - Pokłóciłyśmy się wczoraj, a ona prawdopodobnie chciała mnie przeprosić. W sumie, to nie jestem pewna, ale mi się tak wydaje, ja spałam na dole. Nawet nie mam pojęcia od czego mógłby być ten pożar.
            Lekarz po serii szybkich badań, potwierdził, że Natasza była w  fatalnym stanie. Jeśli by nie spłonęła, na pewno by się zaczadziła, i tak wniósł on wiele szkód dla organizmu. Nadal był nieprzytomna, jeżeli nie obudziłaby się w ciągu doby, to jest ryzyko, że zapadnie w śpiączkę. Mimo wszystko, nakazano im, że mają być dobrej myśli. Co wcale nie napawało ich optymizmem.
           
***
           
            - Kim jesteś?
Była prawdopodobnie noc. Ciemne pomieszczenie. Lochy? Snop światła wpadał przez zakratowane okno w suficie. Wyglądał jak wodospad białego światła. Tylko tam można by czuć się bezpiecznie – przeszło jej przez myśl. Podziemia? Jak się tam znalazła? I co robiła wcześniej. Cofnęła się o krok, coś zachrupotało pod jej bosymi stopami. O dziwo wcale jej to nie bolało. Ktoś tam był! Czuła jego oddech. Nie widziała go, ale wiedziała, że tam przebywa. Powietrze było chłodne. Cofnęła się jeszcze kawałek. Dotknęła wierzchem dłoni ściany. Z kamieni? Średniej wielkości, nierównych sobie kamieni.
- Kim jesteś!? – Zapytała mniej strachliwie, a bardziej stanowczo.
            Nie bała się. To nie ona była ofiarą, lecz zwierzyną. Podeszła dzikim lekko przychylonym krokiem do przodu, stąpała po kościach i szczątkach ludzkiego mięsa. Podeszła bliżej lodowatego podmuchu światła. Dopiero wtedy zauważyła swoją nagość. Miała błonę między palcami. Kim ona była? Jedno było pewne, chociaż miała kruchą posturę, nie tak łatwo było jej się pozbyć. Kierowała się prosto. Zauważyła po lewej stronie, kałużę, może małe źródełko. Uklękła przed nim i przemyła twarz wodą. Obejrzała się w tafli wody. Włosy wiły się niesfornie ku górze. Miały odcień jasnego, wręcz pastelowego fioletu. Zastanawiała się jak mogła cokolwiek widzieć. Nie miała źrenic, ani tęczówek. Same białka. Bez żadnej smugi, żadnej żyłki. Czarne usta i mocno wychudzoną twarz. Sama była biała, lekko szarawa.
            Spostrzegła nagły ruch, ktoś zaszedł ją od tyłu. Rzucił się na nią, wbijając swe pazury w jej lewą łopatkę, rozrywając jej skórę.

Zabrzmiał głośny,  przenikliwy dźwięk. Ivy otworzyła lekko oczy – siedziała na fotelu w pokoju, w którym leżała jej siostra. Czuła się bardziej zmęczona niż przedtem. Zasnęła. Rozejrzała się wokół. Zanim zasnęła, czytała książkę, tę która leżała teraz na podłodze. Oszacowała w myśli, że minęła niecała godzina. Gdzie poszła Rosalie? Dźwięk, ucichł. Wraz z tym dotarło do niej, że ktoś po prostu starał się do niej dodzwonić. Sięgnęła ręką do parapetu, na którym się znajdował jej telefon. Nie znała tego numeru. Zadzwonił ponownie, odebrała z kilkusekundowym opóźnieniem.
- Hej Śliczna. Co tam? – Nick… no tak, nie zapisała numeru.
            - Moja siostra jest w szpitalu. – Powiedziała, przygryzając dolną wargę.
            - Co się stało? – zapytał przejęty
            - Pożar w moim pokoju. Tyle, że nie ja tam byłam, tylko Natasza. Ja w tym czasie spałam w salonie. Nie wiem co się stało...
            - Ale od początku. Co się wczoraj stało?
            Opowiedziała mu z grubsza sytuację.
            - Mam przyjechać? – Spojrzała na zegarek, było po dwunastej.
            - Tak… I mam prośbę, mógłbyś gdzieś mnie zawieźć?
            - Pewnie.
           
             Po jakimś czasie wróciła Rosalie z chińszczyzną. Nakazała Ivy, żeby coś zjadła i powiedziała, że gdy ta spała, ona pojechała do pracy, żeby wziąć wolne, wpadając po drodze do „Chińczyka”. Zjadły w milczeniu. Rosalie wzięła puste pudełka i je wyrzuciła, skierowała się w stronę drzwi. Była zmęczona, piekielnie zmęczona. Sądziła, że nie przypadkiem stało się to, co się stało, ale zaszła pomyłka. Ostatnio widziała kiepską aurę, wiszącą nad nią i nad Ivy. Zbyt dużo znaków. Podrapała się nerwowo po karku, zjeżdżając aż do pleców. Szybkim krokiem udała się do toalety, nacierając paznokciami w większym stopniu na skórę. Zamknęła się w pomieszczeniu, oddychała nie miarowo. Zaczęła się dusić, wręcz starała się połykać powietrze. Podeszła do zlewu, oparła się rękoma o ścianę pod lustrem. Splunęła sadzą do zlewu. Spojrzała na to ze zdziwieniem. Zgięła się w pół, upadła na kolana, uciskając skrzyżowanymi rękoma brzuch. Poczuła coś lepkiego, uniosła lekko trzęsącą się, lewą rękę. Ujrzała na niej krew. Zamigało światło. Coś jakby starało się z niej wydostać. Już miała zacząć oddychać wolniej, lecz coś wydobywającego się z jej ust uniemożliwiło kobiecie oddech, całkowicie. Zaczęła panikować, to coś się wiło. Miała odruch wymiotny, ale nie mogła się tego pozbyć, czuła je w całym ciele. Z jej oczu leciały łzy. Była sparaliżowana strachem. Doczołgała się do umywalki, i wspięła po niej, spostrzegła w lustrze twarz, nie swoją. Nie znała tej osoby. Mrugnęła i ujrzała swoje odbicie, nagle, z jej ust wydobyła się sina dłoń, z długimi, zgniłymi paznokciami. Dość mała. Zaatakowała jej oczy, Rosalie upadła na podłogę, uderzając twarzą o kafelki, zwymiotowała skrzepy krwi. Ręka zniknęła. Kobieta podparła się rękoma, zaczęła szlochać i starać się oddychać jak najgłębiej.

            Ivy poukładała swoje rzeczy na parapecie. Zaczęło padać. Czy wzięła ze sobą jakąś bluzę? Przeszukała torbę. Znalazła w niej zgniłozieloną deszczówkę i czarną bluzę. Spięła włosy w warkocz. Na czarną koszulkę narzuciła wciąganą bluzę. Ubrudziła czarne spodnie sosem. Weszła Rosalie.
            - Byłam u doktora Reasmus’a.
            - I co nowego? – zapytała szczerze zainteresowana Ivy.
            - Powinna się już obudzić.
            Dziewczyna krzątała się od rogu do rogu, w międzyczasie zauważyła, że jej matka zasnęła, przykryła ją kocem i pogłaskała po głowie, odgarniając włosy z jej twarzy za ucho. Wyczuła coś. Guza? Przyjrzała się, zdumiona zauważyła cały siny kark i na ile pozwalała jej widoczność także plecy. Nie wiedziała co o tym sądzić. Czy jej matka została pobita? A może miała wypadek? Dlaczego jej o niczym nie powiedziała? Myśli płynęły jedna po drugiej i żadnej pozytywna, już była wykończona. Chwyciła kluczyki jej matki i poszła w stronę auta, po czym do niego wsiadła. Pojechała do pobliskiej kawiarni, kupiła dwie kawy, cynamonowo-miodową z mlekiem i cukrem dla siebie i karmelowo-czekoladową dla Rosalie. Do tego dwa rogaliki migdałowo marcepanowe i muffiny czekoladowe. 
            Blondyna weszła do pokoju, Rosalie nadal spała na fotelu. Położyła kawy i ciastka na stoliku. Odłożyła kluczyki na miejsce i usiadła. Chwilę później w drzwiach stał Nick. Pokazał kiwnięciem głowy, żeby Ivy poszła z nim na korytarz. Wstała z miejsca i poczłapała się z kawą niczym zombie do bruneta. Przytulił ją do siebie.
- Obudzi się dzisiaj, zobaczysz.
            - Chciałabym w to wierzyć.

______________________________________
No hej kochani! Nareszcie KONIEC, tego męczącego rozdziału. Komentujcie!
Sorka, że dopiero dzisiaj, nie potrafię ostatnio nic napisać. I siedzę przed tym, a tu nic :( 
Mam nadzieję, że się podoba! 
Nutki na dziś ♥Not ▼Team

13 komentarzy:

  1. Jak zwykle rozdział jest świetny ;) nie zauważyłam żadnych błędów oprócz literówek gdzieniegdzie. Nie wiem co mam ci tu jeszcze napisać... No cóż czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością :) A i fajny rysunek ty go rysowałaś ???

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm...to ja zacznę od przeprosin za tak długi brak komentarzy :) miałem nawał obowiązków i nawet blog poszedł w odstawkę... aczkolwiek powracam. Muszę powiedzieć, że cieszę się strasznie widząc kolejne rozdziały zwłaszcza, że każdy jest lepszy od poprzedniego. Kolejne części z każdą linijką wciągają mnie coraz bardziej, już czekam na to jak to wszystko się zakończy. Wszystko toczy się coraz szybciej i bardzo podoba mi się klimat który stworzyłaś :) Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejne części i być na bierząco :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz pojęcia, jak cieszy mi się mordka czytając tak wzruszający komentarz! A bałam się, że idzie mi coraz gorzej! Bo teraz nawał pracy... matura, studniówka, praca i nieprzewidywane zwrot akcji nawet w moim życiu o.O! Naprawdę, to jest takie motywujące! Dziękuję :D

      Usuń
  3. A co to za golasek ? ;D
    Podpalacz? Kto to może być? Kto mógł chcieć aż tak ją skrzywdzić?
    Ten sen napawa przerażeniem, domyślam się, że nie jest to zwyczajny sen, albo że ma jakieś ukryte przesłanie.
    To co stało się Rosalie.. ;o Okropne.
    tak genialnie to opisałaś, że byłam w stanie wyobrazić sobie każdy detal. ;)
    http://magiafuego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owa piękność ze snu :D Moje dzieciątko :') No tak, stawiam was w tej samej sytuacji co moją bohaterkę. Co do Rosalie nigdy nie miałam takiego pomysłu jak teraz ! Zaczęłam wzbogacać ją o różne dziwactwa! Wiem! I Bardzo dziękuję! Chciałam, żeby jak najrealniej wyszło :D

      Usuń
  4. Wspaniałe! Czytam, czytam i przestać nie mogę. Kilka dni temu natknęłam się na Twojego bloga. Z przyjemnością przeczytałam wszystkie rozdziały. Muszę przyznać, że mnie wciągnęłaś. Czekam na kolejny rozdział Masz nietuzinkową wyobraźnie i w dodatku ładnie piszesz. Ubarwiasz wszystko bogatymi opisami dzięki czemu nie mam żadnego problemu by sobie to wyobrazić. Twój blog to jeden z tych lepszych blogów, na który jeszcze na pewno wpadnę. Zapraszam cię na mojego świeżo co upieczonego bloga. :) http://hevari.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale czy w tym opowiadaniu będą sceny erotyczne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli mam być szczera, to nie mam ogólnego planu jak akcja się potoczy, całkowicie go zmieniłam przy 3 rozdziale o.O. A co ?

      Usuń
  6. Jedyne co moge powiedziec to to, ze opowiadanie jest wrecz rewelacyjne! Bardzo mi sie podoba:)
    Zapraszam do mnie; niktnicniczym.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń